Odcinek
#11
[Natalie.]
Do
szpitala zajechaliśmy po jakichś trzydziestu minutach. Cała ta
dziwna sytuacja wyprowadziła mnie z równowagi.. Moje zestresowane
ciało drżało pod wpływem zbyt dużej ilości nerwów.
Spojrzałam
na Steve'a, po czym wysiadłam z samochodu.
-Możesz
wracać do domu. - nakazałam mu. Widziałam, że chciał coś
jeszcze powiedzieć, ale nie pozwoliłam mu na to.. Gestem dłoni
powstrzymałam jakiekolwiek protesty i jakby nigdy nic ruszyłam do
ogromnego budynku.
Podeszłam
do kontuaru, za którym stała młoda, dość ładna pielęgniarka.
-Dobry
wieczór. - zaczęłam spokojnie. - Przywieźli tu niedawno młodego
pobitego chłopaka. Gdzie go znajdę? - spytałam, próbując się
trochę opanować.
-Ten
chłopak bez dokumentów? Zna go pani?
Kiedy
skinęłam głową dostałam kwestionariusz osobowy do wypisania.
Nie
wiedziałam zbyt wiele o Billu.. Nawet nazwiska nie umiałam podać.
Postanowiłam
wspomóc się Andreasem, który na pewno wiedział o czarnowłosym
więcej niż ja.
-Andy?
- westchnęłam ciężko.
-Co
jest mała? Gdzie się nagle podzialiście? Wiesz może gdzie jest
Bill? - wypytywał mnie, zdenerwowanym głosem. - On nigdy tak nie
znika bez słowa, a teraz nigdzie go nie ma. Miał iść tylko na
fajkę..
-Andreas!
- przerwałam mu równie nerwowo. - Jesteśmy w szpitalu..
-W
szpitalu? - jego głos przybrał przerażony ton. - Coś się stało?
Jesteś cała?
-Tak,
ja tak.. Ale pokłóciłam się z Geo.. I on powiedział mi coś
bardzo nieprzyjemnego.. Bill to słyszał.. Nie spodobało mu się..
Zaczęli się bić.. A teraz.. - nie wiedziałam nawet kiedy łzy
zaczęły moczyć moje policzki. - A teraz.. On jest tutaj..
Nieprzytomny.. I ja.. Muszę wypełnić tą cholerną kartę.. I nie
wiem jak.. Nie znam go prawie! - uniosłam piskliwy głos.
Przyjaciel zrozumiał bez dalszych wyjaśnień.
-Gdzie
go zabrali?
-Do
kliniki w centrum..
-Zaraz
tam będę. - blondyn rozłączył się, a ja znów zostałam sam na
sam ze swoimi myślami. Nigdy bym nie przypuszczała, że
kiedykolwiek cokolwiek takiego się stanie..
Georg
od zawsze był dość.. Impulsywny, ale nie na tyle, aby niemal
zatłuc prawie bezbronnego młodzieńca..
Kiedy
po przyjeździe Andreasa uporaliśmy się z kartą Billa powstał
kolejny problem.
Lekarz
podszedł do nas i wzdychając ciężko poprosił mnie na rozmowę.
To było dziwne, bo przecież nie byłam rodziną dla Czarnego, ale
grzecznie, bez marudzenia potuptałam za mężczyzną w białym
kitlu.
-Coś
się stało, doktorze? - spytałam w końcu, nie wytrzymując
napięcia. Naprawdę bałam się o Billa.
-Tak.
Nawet dużo. Zbyt wiele nie mogę pani powiedzieć, nie jesteście
rodziną, ale to muszę wyjawić.. Pani przyjaciel nie jest w żaden
sposób ubezpieczony. - wyrzucił z siebie lekarz na wydechu.
No
tak, Bill pracował na czarno, a część pieniędzy, które powinien
był przeznaczać na ubezpieczenie, zapewne wydawał na życie..
Wzięłam
głęboki oddech, szukając jakiegoś sensownego wyjścia.
-Proszę
go leczyć. Pokryję wszelkie koszty.. - zadecydowałam. Zdrowie
młodego było dla mnie ważniejsze niż rzeczy materialne.
-Na
pewno? To może sporo kosztować.
-Nic
mnie nie obchodzi koszt. Proszę go leczyć i dać mi znać jak tylko
się obudzi. - poprosiłam i opuściłam pomieszczenie.
~*~
[Tom.]
Natalie
niemal nie wracała do domu od ładnych kilku dni. Ciągle siedziała
w szpitalu u tego całego Billa.
Dopiero
niedawno przyznała mi się, że to właśnie on złamał jej
delikatne serce.
Zupełnie
jej nie rozumiałem. Nie mogłem pojąć, dlaczego właściwie
jeszcze interesował ją ten gość, ale gdy wyjaśniła mi, jak
zachował się mój najlepszy przyjaciel, a Bill stanął w jej
obronie, pojąłem wszystko.
Westchnąłem
ciężko, witając się z naszym Scottym.. W sumie to moim..
Natalie
wolała mniejsze psiaki.. Uśmiechnąłem się do tej myśli.
Wiedziałem, jak bardzo chciała zawsze mieć swoje maleńkie
szczekające szczęście.
Mimo
dorosłego wieku, była przecież wciąż jeszcze dzieckiem. Musiałem
się nią opiekować.. Nie Steve, któremu należał się przecież
urlop.. Ja, jako jej starszy brat. Zebrałem się i pospiesznym
krokiem ruszyłem do samochodu.
To
była moja ulubiona część dnia. Jechałem po młodą do szpitala,
jedliśmy razem lunch, wracaliśmy do domu, po czym odwoziłem ją z
powrotem na miejsce, w którym według niej musiała być.
-Hej
mała! - zawołałem, gdy tylko zauważyłem, że wychodzi z sali. -
I jak tam Twój wybawca?
-Nadal
śpi.. To już prawie tydzień, Tom. Naprawdę zaczynam się
martwić.. - szepnęła smutno i wtuliła się we mnie.
Cieszyłem
się, naprawdę, że to właśnie mi tak bardzo ufała.
-Będzie
dobrze. - próbowałem ją pocieszyć..
Uniosła
na mnie smutne oczy i pokiwała głową.
-Chcesz
do niego wejść? Wiesz.. On.. Jego oprócz mnie i Andreasa.. No nikt
nie odwiedza..
Zdębiałem.
Jak to?! A ojciec? Matka? Musiałem mieć wypisane na twarzy pytania,
bo pośpieszyła z odpowiedziami..
-Jego
ojciec pewnie leży zalany w trupa.. Matki nigdy nie poznał..
Przynajmniej tak twierdzi Andy.. Nie chcę, żeby czuł, że jest tu
prawie zupełnie sam.. Może dzięki Tobie szybciej się obudzi?
Nie
byłem pewny, ale jej błagający wzrok, te śliczne załzawione
oczęta, proszące o tą chwilę mojej uwagi dla obcego mi
człowieka..
Mogłem to zrobić, prawda? Uratował honor i cześć mojej maleńkiej Nattie..
Pokiwałem niepewnie głową.
-Dobrze..
Zrobię to.. Wejdę do niego choć na chwilę.. - obiecałem,
ruszając w stronę wskazaną przez Natt.
Kiedy
stawałem przed przymkniętymi drzwiami sali nie miałem pojęcia co
właściwie mam powiedzieć śpiącemu wciąż człowiekowi.
Nacisnąłem
lekko klamkę, by odsunąć drzwi i zrobić sobie więcej miejsca na
wejście.
-Mój
Boże.. - szepnąłem zaskoczony, gdyż na łóżku, w białej
pościeli leżała poprzypinana do wielu rurek i aparatur zupełnie
blada, czarnowłosa kopia mnie..
Nie
wierzyłem w to, co zobaczyłem, toteż potarłem dłońmi oczy, by
odgonić tę myśl. Dziwne złudzenie jednak nie ustąpiło i wciąż
widziałem tam siebie.
Czyżby przestroga przed nieodpowiedzialnym zachowaniem?
Pokręciłem
nerwowo głową.
To nie było możliwe.
Usiadłem
na krześle, osłabiony dziwnym widokiem i po kilkudziesięciu
sekundach wziąłem się w końcu w garść.
-Hej..
Jestem.. Jestem Tom.. Jestem przyrodnim bratem Natalie.. Uratowałeś
ją.. I ja.. Chciałem Ci podziękować za ten czyn.. W sumie to..
Zamierzałem czekać aż się obudzisz, ale nie wiem, czy mam tyle
cierpliwości i odwagi w sobie. - zamilkłem na chwilę. -Leżysz tu
teraz, a ona drży ze strachu o Twoje życie. Powinienem był Cię
zabić za to, jak ją potraktowałeś, ale dla mnie odkupiłeś swoje
grzeszki, wiesz? Zależy jej na Tobie. Nie jesteś sam, więc weź
się w garść.. Przecież i tak kiedyś staniesz z nią twarzą w
twarz, a wierz mi, że lepiej szybciej niż później. - gadałem
jakby miał mnie słyszeć.. W sumie.. Nie wiedziałem ile prawdy
jest w tym, że osoby w śpiączce nas słyszą, ale w sumie..
Chciałem żeby pojął jak wielkim skarbem jest moja mała Natalie..
Jak wiele dla niego mogła zrobić.. I zrobiła.. -Wiesz.. Może nie
zabawiłem tu tak długo, jak ona, ale obiecałem jej lunch.. Chcę
żeby zjadła.. Rozumiesz, że siedząc tu ona zupełnie o sobie nie
myśli. Jak otworzysz oczy to sam zobaczysz, że mam rację. Przyjdę
jeszcze w jakiś dzień. - zakończyłem nieskładną wypowiedź i w
przypływie szczerej troski ścisnąłem dłoń obcego mi człowieka
po czym wyszedłem nie oglądając się za siebie.
Jaki
wtedy głupi byłem..
-----------
Dziś krótko i sporo Toma, ale to ważny rozdział w życiu wszystkich bohaterów. Dedykuję go Marze, dzięki której moje pomysły zostały uporządkowane i myślę, że niebawem je zrealizuję 💗😀
Mmm... Jaki piękny i smutny rozdział. Uwielbiam takie pojednania. *_* Rozdział przesłodki, ale BARDZO krótki! (już rozumiem twój ból, czytając moje krótkie rozdziały :o) I co to ma znaczyć "Jaki wtedy głupi byłem..." ???? Jessu. Nie wytrzymam do nexta... Dodaj go szybko please :D
OdpowiedzUsuńNo i dziękuję za dedykację :* Bardzo mi miło, że udało mi się do czegoś cię zmobilizować xD Mam nadzieję, że na długo tak na siebie będziemy miło wpływać :* Pozdrawiam serdecznie i zapraszam przy okazji już do siebie. Zaraz dodaję nowy rozdział. Bye :*
Super rozdział :) I koniec taki intrygujący Ciekawość mnie zżera ;) Nie mogę się doczekać następnego rozdziału Będę zaglądać codziennie :) Pzdr
OdpowiedzUsuń