Wolicie odcinki raz w tygodniu, a dłuższe, czy dwa razy w tygodniu, krótsze?

2 czerwca 2018

A.H.A.W.- Rozdział 20.

Przede wszystkim chcę Was przeprosić za tak długą nieobecność tutaj. Jest mi okropnie wstyd, że mnie nie było i nie miałam czasu, ale niestety życie nie raz wymaga poświęceń. Mam nadzieję, że tym, krótkim dość, rozdziałem rozpalę w Was na nowo miłość do bliźniaków z mojej historii, a sama wrócę do regularniejszego publikowania. Dziś zapraszam Was tutaj, a jutro na Lux'a. Dajcie o sobie znać, żebym wiedziała, czy jeszcze ktoś na mnie czekał. Pozdrawiam! 



~20~


- Nie wyobrażacie sobie nawet, jak bardzo cieszy mnie fakt, że bez zastanowienia mnie przyjął! - Ekscytował się Tom, chodząc po garażu, w którym spotkał się z przyjaciółmi, a jednocześnie członkami zespołu garażowego, o którym tak żywo opowiadał nowemu szefowi niespełna godzinę wcześniej.
Dotychczas nie spotkało go tak wielkie szczęście. No, może poza ponownym zjednoczeniem z bratem. Naprawdę nie wierzył do końca w swojego farta. Uwielbiał pracę nad grafiką komputerową, kochał projektowanie okładek wszelkiego rodzaju. Często zdarzało się, że robił potajemnie wzory na ich płyty. Potrafił przesiadywać nad tym do późnych godzin nocnych, przez co niejednokrotnie zawalał szkołę i naukę, ale nie było to dla niego aż tak niewyobrażalnie ważne, zwłaszcza że miał teraz zacząć zarabiać na swojej wielkiej pasji.
-No i tak ma być! Sam cieszyłbym się, mogąc swojemu partnerowi dać stałość. - Uśmiech nie schodził z twarzy Gustava, który zajadając się pizzą i popijając ją zimnym piwem, siedział przy swojej perkusji.
-Tom, ale co dalej? Za długo w bidulu nie pomieszkacie... - Zauważył Georg, odrywając się od strojenia basu, który stawał się jego oczkiem w głowie za każdym razem, gdy tylko po niego sięgał.

Mina mu zrzedła. O tym nie pomyślał... Nie mieli przecież oszczędności, za które mogliby wynająć mieszkanie, a do pierwszej wypłaty miała upłynąć kupa czasu.
Musiał jak najszybciej coś wymyślić. Nie chciał przecież, żeby znowu ktoś ich rozdzielił, proponując dwie osobne kawalerki na dwóch różnych końcach miasta!
-Coś wymyślę. Zagadam do dyry, może pozwoli nam jeszcze zostać pod jej skrzydłami. Bill musi skończyć szkołę. Nie może się teraz zacząć przejmować tym, gdzie się podziejemy. Miał w życiu wystarczająco dużo stresu, Georg. - Odpowiedział mu po dłuższym namyśle.
-A jeśli ona się nie zgodzi? Napsułeś jej przez ostatnich parę lat tyle krwi, że na pewno chce jak najszybciej wypuścić cię ze swojego DD. - Drążył dalej.

Kaulitz widział troskę przyjaciół, dzięki którym zszedł na ziemię. Musiał szybko znaleźć dobre rozwiązanie, jednak to za żadne skarby nie chciało przyjść mu do głowy.
-A ten przyjaciel Billa? Ten, który podczas koncertu był waszym opiekunem? - Gustav główkował, by jak najbardziej ułatwić życie Tomowi i Billowi.
-Markus? Myślisz, że mógłby i chciałby nam pomóc?- Zainteresował się propozycją.
-Przecież to przyjaciel Billa i jego opiekun z poprzedniej placówki, mam rację?
-Tak, ale każdy ma przecież swoje życie i nie sądzę, żeby jego rodzina zaakceptowała fakt, że przyjmie pod dach dwóch osiemnastoletnich gejów na czas nieokreślony w jakikolwiek sposób.- Zauważył piskliwie.
-Jeśli nie spróbujesz to się nie dowiesz, Tom. - Georg podchwycił pomysł. Chciał być równie pomocny, co Gustav.

Tom pokręcił głową. Nie był pewien, czy chce, aby Bill miał stały kontakt z Markusem. Mężczyzna ewidentnie leciał na sens jego istnienia, a i sam Czarny reagował na czterdziestokilku latka przesadnie entuzjastycznie, co nie mogło ujść jego uwadze, gdy spędzili razem kilka dni w hotelu przed koncertem i tuż po nim. Nawet jeśli to jego właśnie Młody kochał, nie znaczyło wcale, że Markus nie miał dużego wpływu na uczucia i postrzeganie Billa.
Czarnowłosy w jego mniemaniu był bardzo podatny na wpływ osób trzecich, o czym bezpośrednio świadczyło jego powiązanie z Kate i Andreasem. Ta dwójka wystarczająco mocno namieszała im w życiu, jednak, ku uciesze Dreda, od dłuższego czasu mieli z nimi spokój, dzięki czemu mógł na spokojnie, nie martwiąc się o bezpieczeństwo ukochanego, szukać pracy i zacząć wić dla nich wspólne gniazdko.
~*~
-Uwielbiam kakao. - Uśmiechnął się Czarny, poruszając w rozbawieniu głową, a jego długie, farbowane włosy poruszyły się od tego gestu.
Pamiętał, jak kiedyś to Markus przyszedł do niego z kubkiem pysznego, gorącego, słodkiego kakao. Miał wtedy niespełna siedem lat, a wychowawca stał się jego najbliższym przyjacielem i powiernikiem wszelkich sekretów.
Nie pamiętał, żeby ktokolwiek poza Tomem znaczył dla niego tyle, co Markus.

W trudnych chwilach bardzo często wracał myślami do dni spędzonych w towarzystwie mężczyzny. Wiele ich łączyło. Obaj byli samotni i potrzebowali niezmiennie wzajemnego towarzystwa.
Wszystko zmieniło się w dniu, w którym dyrektor placówki postanowił przenieść go do innej. Tej, w której poznał miłość swojego życia, a jednocześnie starszego brata bliźniaka, Toma.
Doskonale pamiętał ich pierwsze spotkanie, moment, w którym dotychczasowy świat legł mu w gruzach, na których wspólnie zaczęli budować coś nowego.
Pierwsze tygodnie były dla nich ciężkie. Często wspominał, jak Tom dogryzał mu i niszczył każde jego staranie, każdą, najmniejszą nawet próbę zawarcia porozumienia, dredziarz zduszał już w zarodku, przez co obojgu im ciężko było znieść swoje towarzystwo.
Krótko po tym rozpoczęły się wspólne psoty i palenie papierosów na parapecie przy otwartym oknie.
-To były czasy- Pomyślał, zerkając rozmarzonym wzrokiem na widok zachodzącego słońca, które czerwoną smugą oświetlało miasto.
Spojrzał też na chłopczyka popijającego w zupełnej ciszy słodkie kakao. Nie rozmawiali zbyt wiele, ale czuł, że przez samo siedzenie wspólnie w jednym pokoju stali się sobie bliżsi. Dali sobie wzajemne towarzystwo, co dla dziecka w tym wieku zapewne bardzo dużo znaczyło.
Bill jednak nie zamierzał poprzestać swoich starań o pewność siebie chłopca, na siedzeniu z nim w pokoju i piciu kakao. Zamierzał od następnego dnia poświęcić mu odrobinę więcej uwagi i swojego dziecinnego wciąż „ja”, dzięki któremu zdobyłby sympatię sześciolatka.
-Czas spać, smyku. Zaraz będą gasić światła. - Zawyrokował, zerkając na duży, wiszący na kremowobiałej ścianie zegar.
-Muszą je gasić?- Spytał młodzieniec, patrząc na Czarnego z wyraźnym strachem w oczach.

Bill pokiwał głową. Mały ewidentnie bał się ciemności.
On sam, gdyby nie Tom również nie zasnąłby bez jakiegokolwiek źródła światła.
-Boisz się ciemności. - Wypowiedział w końcu swoją myśl na głos, a długie włoski chłopca poruszyły się w geście potwierdzenia. -Chyba wiem, w jaki sposób mogę ci pomóc. - Rzucił w zamyśleniu, zastanawiając się, gdzie zapodział swoją ulubioną lampkę nocną, która przez całe dzieciństwo dodawała mu otuchy podczas niemal bezsennych nocy, spędzonych na tęsknocie za ukochanymi rodzicami, których nawet w tamtym czasie nie pamiętał.
-Jak? - Spytał chłopczyk, spoglądając na niego z ogromną nadzieją, którą od dziś pokładać zaczął w nowym towarzyszu.
-Kiedy byłem w twoim wieku, miałem specjalną lampkę. Dostałem ją od kogoś dla mnie ważnego i ona zawsze pomagała mi. Czułem się dzięki niej bezpiecznie. Jeśli obiecasz mi, że wytrzymasz jeszcze jedną noc bez niej, to jutro ją odnajdę i ci przyniosę. Co ty na to?- Wyklarował na szybko swój pomysł, trafnie oceniając, że zostawił swoje „światełko”, jak to za młodu nazywał kolorową lampkę- pajacyka, w poprzednim domu dziecka.
Planował z samego rana skontaktować się z Markusem, by dopytać o lampkę i w miarę możliwości odebrać ją tego samego dnia.
-Naprawdę? Zrobisz to dla mnie?- Oczy chłopca powiększały się z każdym Billa słowem, a on zapewniał go o swoich zamiarach, kiwając powoli głową.
Naprawdę bardzo chciał dać temu malcowi namiastkę bezpieczeństwa i radości. Żywił głęboką nadzieję, że w końcu i życie chłopca się ułoży. Każdy zasługiwał przecież na „happy end”.
-Zrobię wszystko, żeby mój nowy przyjaciel częściej się uśmiechał. - Wyznał, mając w głębi serca nadzieję, że naprawdę ta przyjaźń męsko- męska między nimi zaistnieje.
Chciał, aby życie dzieciaka zmieniło się, zupełnie jak to jego dzięki Markusowi.

Sam poczuł się wzruszony, kiedy oczy chłopca zeszkliły się, a on sam zarzucił rączki na jego chudą szyję, by mocno go wyściskać.
Pogładził chłopięce plecy i z uśmiechem ułożył nowego znajomego w pościeli, odsłaniając jednocześnie kawalątek okna, aby światło z ulicznych latarni wpadało do pokoju, po czym wyszedł, gasząc lampy wiszące na suficie.

Był w stu procentach pewien swego, gdy podążał korytarzem obecnego Domu Dziecka, kierując się do swojego pokoju. Nie mógł przecież nie wrócić na noc do swojego ukochanego.
Umierał na samą myśl o tym, że miałby nie spędzić kolejnych godzin w czułych i dających bezpieczeństwo objęciach brata.

~*~
Wszedł zadowolony do tymczasowego domu i westchnął, nie zastając w ich pokoju brata. Zdziwiło go to, gdyż Bill zawsze o tej porze leżał już z książką w łóżku.
Rozejrzał się w poszukiwaniu jakichś oznak powodu jego nieobecności. Bał się, że Billa znowu zaczepił Andreas, albo, co gorsza Kate. Miał na nich oko, jednakże nie śledził tej chorej pary 24. godziny na dobę. Mogli przecież prześlizgnąć się niezauważeni do placówki i odebrać mu jego własność. Tak, Bill był jego własnością. Może nie w dosłownym tego słowa znaczeniu, ale jednak. Zupełnie tak, jak on był tylko dla brata. Nikt, żaden mężczyzna, ani żadna kobieta nigdy nie mogliby go od bliźniaka oddzielić. Nie pozwoliłby na to!

Odkąd pojawił się w jego życiu, Bill był kimś, na kim mógł polegać. Zawsze mogli liczyć na swoje wsparcie, no, przynajmniej od momentu, w którym zaczęli razem psocić i naprzykrzać się innym użytkownikom części publicznych i ogólnodostępnych zarówno dla wychowanków, jak i wychowawców. Mieli wspólnych wrogów i razem stawiali czoła problemom. To stanowiło o ich sile. Żaden z nich nie był w stanie wywalczyć sam tyle, ile wygrywali we dwoje. Nawet zespół. Wszystko zaczynało się powoli układać, odkąd Czarny zajął się pisaniem tekstów do gotowej muzyki. Jego wokal, mimo iż wciąż pozostawiał trochę do życzenia, niejednokrotnie sprawiał, iż cała czwórka wierzyła w powodzenie planu podboju światowego rynku muzycznego.
Nawet jeśli były to odległe plany i marzenia, gdyż na sam początek każde z niesamowitej czwórki chciało odnieść prywatne sukcesy, skończyć szkołę, czy usamodzielnić się.

Poza tym Tom ciągle widział przebłyski niepewności w spojrzeniu bliźniaka. Obaj bali się jego przeszłości i zapewne miało minąć jeszcze bardzo dużo czasu, zanim Bill zdecydowałby się wystąpić publicznie przed jakimikolwiek ludźmi. Starszy Kaulitz nie poganiał go jednak. Chciał najpierw dać mu oparcie i dozgonną miłość połączoną z bezpieczeństwem. Kariera nie była przecież aż tak ważna. Mieli nagrane w domowym studio Georga kilka najlepszych kawałków, które zawsze mogli gdzieś w późniejszym czasie udostępnić. Wszyscy czterej układali powoli swoje życie, a on skupiał się głównie na wyciągnięciu Billa z bagna zwanego domem dziecka, w którym również nie raz przeżył małe piekło ze strony innych chłopaków w ich wieku, choćby z powodu osobliwego charakteru, czy niecodziennego wyglądu.
Jak dziś pamiętał dzień, w którym przestał ukrywać uczucia do brata, a ten zaczął je odwzajemniać, dając najpiękniejszy osiemnastkowy prezent urodzinowy. Dał mu wtedy samego siebie. Nie dosłownie, co prawda, ale dla Toma liczyło się więcej niż tylko życie erotyczne, na które, z wiadomych przyczyn Bill gotowy jeszcze nie był, a on nie miał zamiaru naciskać.
Pamiętał ten dzień nie tylko z powodu urodzin, które obchodzili noc wcześniej. Zapisał się on na kartach jego pamięci również z powodu ogromnych łez Billa, którego długi czas nie mógł uspokoić.

Działo się to w gorące popołudnie. Tom wrócił właśnie z zajęć projektowania grafiki komputerowej, którą w przyszłości chciałby się zająć. Cieszył się, że udało mu się dostać na kurs, za który w dodatku nie musiał nic zapłacić. Zupełnie jak dzisiaj wszedł do swojego pokoju, który dzielił z bratem, jednak nie zastał go tam. Przeszukał wszelkie miejsca, do których uciekali, by pobyć sam na sam ze sobą, z dala od wrzeszczących dzieci i wychowawców próbujących narzucić im swoje poglądy.
Znalazł go po niemal kwadransie poszukiwań. Zapewne trwałoby to dłużej, gdyby nie fakt, iż chłopcy z ich szkoły i domu dziecka pastwili się nad nim przez jego odmienność. Właśnie wtedy poczuł ogromną wściekłość na równolatków. Wszyscy bowiem byli z dwa razy więksi i lepiej zbudowani niż wątły, zamknięty w sobie Bill, który w nowej szkole nie znalazł zbyt wielu przyjaciół i raczej stał się ich marionetką, lub zabawką. Odrzucił na bok plecak, który z przyzwyczajenia zabrał ze sobą, po czym ruszył szybkim krokiem w kierunku zapłakanego przyjaciela. Nawtykał im wtedy, odebrał biednego Billa i jego rzeczy oraz zagroził, że jeszcze raz tkną jego partnera, to z nim będą mieli do czynienia. Nikt nie chciał uwierzyć, że Toma i Billa coś łączy, ale miał to w tamtym momencie w dupie. Rozgromił swoich dawnych przyjaciół i przytulił mocno ukochaną, najbliższą sercu osobę. Wciąż czuł we wspomnieniach, jak jego młodsza kopia drżała przerażona w jego ramionach, szlochając bez opamiętania. Długo tak stali wtedy pod drzewem, tuląc się i próbując zapomnieć o minionym zdarzeniu.

Od tamtej chwili stosunek innych uczniów do niego bardzo się zmienił, ale lał na to. Miał swoją rolę w życiu i chciał jak najlepiej spełniać stawiane przed nim przez życie zadania.
Wspominałby zapewne dalej, gdyby nie nagłe ciepło, które poczuł na swoich plecach, a czyjeś ramiona oplotły go czule w pasie. Uśmiechnął się do siebie. W końcu jego brat wrócił do pokoju. Odwróciwszy się, stwierdził, iż Billy jest cały i na szczęście zdrowy.
-Jesteś już.- Ulga wyzierała z jego zatroskanej, zmęczonej twarzy.
-Piłeś. - Usłyszał zarzut ze strony brata.
-Tylko dwa, no może trzy piwa. - Zachichotał, widząc jego minę i na przeprosiny pocałował czule jego policzki, nos, czoło i usta.

~*~
Wszedł po cichu i uśmiechnął się, widząc smukłą postać bliźniaka. Tom najwidoczniej uciekł w świat wspomnień, co dla niego było zrozumiałe, bo sam bardzo często tak robił, gdy zostawał bez brata na dłuższy czas.
Podszedł do niego w zupełnej ciszy, niemąconej nawet ich oddechami. Postanowił w ramach przeprosin za tak późny powrót do pokoju dać Tomowi trochę więcej czułości przed snem niż zwykle.
Objął go więc od tyłu w pasie i odetchnął z niemałą ulgą, układając policzek na plecach chłopaka.
Od kiedy Dred pojawił się w jego życiu, wiedział, że wszystko jakoś się ułoży. Czuł się bezpiecznie i przestał aż tak bać się jutra.

Tom jak natchniony odwrócił się i odpowiedział na czułość w swój jedyny, prawilny, cudowny, Tomowy sposób. Bill podziwiał go za wszystko, co ten robił. Był w stanie zupełnie mu się oddać i poświęcić ich miłości.
-Nie chcę, żebyś więcej pił beze mnie. - Zarzucił mu, kontynuując krótką wymianę zdań.
W głębi serca cieszył się jednak, że brat wrócił do niego w dość dobrym stanie.
-Obiecuję, że już nie będę. - Wiedział, że Tom nie składa przyrzeczeń bez pokrycia. Wierzył mu i ufał we wszystkim.
-Mam nadzieję. - Błysnął ślicznymi, białym jak śnieg zębami. - Chodźmy już spać. To był strasznie męczący dzień, a jutro wcale nie zapowiada się lżej. - Zamarudził, zdejmując z głowy bliźniaka czapkę...

1 komentarz:

  1. Świetnie, że wróciłaś! <3 I cieszę się, że zrobiłaś w tym rozdziale krótkie przypomnienie ich stosunków do siebie xD Nie musiałam sobie nic doczytywać, bo w trakcie czytania rozdziału wszystko pomału powracało :D
    Tom nadal jest moim herosem <3 Nic się nie zmieniło i rozbawiło mnie to przejście z Toma do Billa - Tom rozkminiał o pracy, mieszkaniu, bezpieczeństwie Billa, a Bill myślał o kakao <- hahah Cudowny kontrast xD
    Nie mogę się doczekać tego, gdy się w końcu do siebie zbliżą xD Mam nadzieję, że nie długo uraczysz taką notką :D
    Odcinek mi się podobał, choć jak dla mnie był bardzo rozlewny w przyszłość i w przeszłość i to mnie nieco zgubiło, ale rozumiem, że to pierwszy odc. po powrocie, więc może dalej będą jakieś konkret ;D
    Życzę weny i czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń