Wolicie odcinki raz w tygodniu, a dłuższe, czy dwa razy w tygodniu, krótsze?

2 czerwca 2018

A.H.A.W.- Rozdział 20.

Przede wszystkim chcę Was przeprosić za tak długą nieobecność tutaj. Jest mi okropnie wstyd, że mnie nie było i nie miałam czasu, ale niestety życie nie raz wymaga poświęceń. Mam nadzieję, że tym, krótkim dość, rozdziałem rozpalę w Was na nowo miłość do bliźniaków z mojej historii, a sama wrócę do regularniejszego publikowania. Dziś zapraszam Was tutaj, a jutro na Lux'a. Dajcie o sobie znać, żebym wiedziała, czy jeszcze ktoś na mnie czekał. Pozdrawiam! 



~20~


- Nie wyobrażacie sobie nawet, jak bardzo cieszy mnie fakt, że bez zastanowienia mnie przyjął! - Ekscytował się Tom, chodząc po garażu, w którym spotkał się z przyjaciółmi, a jednocześnie członkami zespołu garażowego, o którym tak żywo opowiadał nowemu szefowi niespełna godzinę wcześniej.
Dotychczas nie spotkało go tak wielkie szczęście. No, może poza ponownym zjednoczeniem z bratem. Naprawdę nie wierzył do końca w swojego farta. Uwielbiał pracę nad grafiką komputerową, kochał projektowanie okładek wszelkiego rodzaju. Często zdarzało się, że robił potajemnie wzory na ich płyty. Potrafił przesiadywać nad tym do późnych godzin nocnych, przez co niejednokrotnie zawalał szkołę i naukę, ale nie było to dla niego aż tak niewyobrażalnie ważne, zwłaszcza że miał teraz zacząć zarabiać na swojej wielkiej pasji.
-No i tak ma być! Sam cieszyłbym się, mogąc swojemu partnerowi dać stałość. - Uśmiech nie schodził z twarzy Gustava, który zajadając się pizzą i popijając ją zimnym piwem, siedział przy swojej perkusji.
-Tom, ale co dalej? Za długo w bidulu nie pomieszkacie... - Zauważył Georg, odrywając się od strojenia basu, który stawał się jego oczkiem w głowie za każdym razem, gdy tylko po niego sięgał.

Mina mu zrzedła. O tym nie pomyślał... Nie mieli przecież oszczędności, za które mogliby wynająć mieszkanie, a do pierwszej wypłaty miała upłynąć kupa czasu.
Musiał jak najszybciej coś wymyślić. Nie chciał przecież, żeby znowu ktoś ich rozdzielił, proponując dwie osobne kawalerki na dwóch różnych końcach miasta!
-Coś wymyślę. Zagadam do dyry, może pozwoli nam jeszcze zostać pod jej skrzydłami. Bill musi skończyć szkołę. Nie może się teraz zacząć przejmować tym, gdzie się podziejemy. Miał w życiu wystarczająco dużo stresu, Georg. - Odpowiedział mu po dłuższym namyśle.
-A jeśli ona się nie zgodzi? Napsułeś jej przez ostatnich parę lat tyle krwi, że na pewno chce jak najszybciej wypuścić cię ze swojego DD. - Drążył dalej.

Kaulitz widział troskę przyjaciół, dzięki którym zszedł na ziemię. Musiał szybko znaleźć dobre rozwiązanie, jednak to za żadne skarby nie chciało przyjść mu do głowy.
-A ten przyjaciel Billa? Ten, który podczas koncertu był waszym opiekunem? - Gustav główkował, by jak najbardziej ułatwić życie Tomowi i Billowi.
-Markus? Myślisz, że mógłby i chciałby nam pomóc?- Zainteresował się propozycją.
-Przecież to przyjaciel Billa i jego opiekun z poprzedniej placówki, mam rację?
-Tak, ale każdy ma przecież swoje życie i nie sądzę, żeby jego rodzina zaakceptowała fakt, że przyjmie pod dach dwóch osiemnastoletnich gejów na czas nieokreślony w jakikolwiek sposób.- Zauważył piskliwie.
-Jeśli nie spróbujesz to się nie dowiesz, Tom. - Georg podchwycił pomysł. Chciał być równie pomocny, co Gustav.

Tom pokręcił głową. Nie był pewien, czy chce, aby Bill miał stały kontakt z Markusem. Mężczyzna ewidentnie leciał na sens jego istnienia, a i sam Czarny reagował na czterdziestokilku latka przesadnie entuzjastycznie, co nie mogło ujść jego uwadze, gdy spędzili razem kilka dni w hotelu przed koncertem i tuż po nim. Nawet jeśli to jego właśnie Młody kochał, nie znaczyło wcale, że Markus nie miał dużego wpływu na uczucia i postrzeganie Billa.
Czarnowłosy w jego mniemaniu był bardzo podatny na wpływ osób trzecich, o czym bezpośrednio świadczyło jego powiązanie z Kate i Andreasem. Ta dwójka wystarczająco mocno namieszała im w życiu, jednak, ku uciesze Dreda, od dłuższego czasu mieli z nimi spokój, dzięki czemu mógł na spokojnie, nie martwiąc się o bezpieczeństwo ukochanego, szukać pracy i zacząć wić dla nich wspólne gniazdko.
~*~
-Uwielbiam kakao. - Uśmiechnął się Czarny, poruszając w rozbawieniu głową, a jego długie, farbowane włosy poruszyły się od tego gestu.
Pamiętał, jak kiedyś to Markus przyszedł do niego z kubkiem pysznego, gorącego, słodkiego kakao. Miał wtedy niespełna siedem lat, a wychowawca stał się jego najbliższym przyjacielem i powiernikiem wszelkich sekretów.
Nie pamiętał, żeby ktokolwiek poza Tomem znaczył dla niego tyle, co Markus.

W trudnych chwilach bardzo często wracał myślami do dni spędzonych w towarzystwie mężczyzny. Wiele ich łączyło. Obaj byli samotni i potrzebowali niezmiennie wzajemnego towarzystwa.
Wszystko zmieniło się w dniu, w którym dyrektor placówki postanowił przenieść go do innej. Tej, w której poznał miłość swojego życia, a jednocześnie starszego brata bliźniaka, Toma.
Doskonale pamiętał ich pierwsze spotkanie, moment, w którym dotychczasowy świat legł mu w gruzach, na których wspólnie zaczęli budować coś nowego.
Pierwsze tygodnie były dla nich ciężkie. Często wspominał, jak Tom dogryzał mu i niszczył każde jego staranie, każdą, najmniejszą nawet próbę zawarcia porozumienia, dredziarz zduszał już w zarodku, przez co obojgu im ciężko było znieść swoje towarzystwo.
Krótko po tym rozpoczęły się wspólne psoty i palenie papierosów na parapecie przy otwartym oknie.
-To były czasy- Pomyślał, zerkając rozmarzonym wzrokiem na widok zachodzącego słońca, które czerwoną smugą oświetlało miasto.
Spojrzał też na chłopczyka popijającego w zupełnej ciszy słodkie kakao. Nie rozmawiali zbyt wiele, ale czuł, że przez samo siedzenie wspólnie w jednym pokoju stali się sobie bliżsi. Dali sobie wzajemne towarzystwo, co dla dziecka w tym wieku zapewne bardzo dużo znaczyło.
Bill jednak nie zamierzał poprzestać swoich starań o pewność siebie chłopca, na siedzeniu z nim w pokoju i piciu kakao. Zamierzał od następnego dnia poświęcić mu odrobinę więcej uwagi i swojego dziecinnego wciąż „ja”, dzięki któremu zdobyłby sympatię sześciolatka.
-Czas spać, smyku. Zaraz będą gasić światła. - Zawyrokował, zerkając na duży, wiszący na kremowobiałej ścianie zegar.
-Muszą je gasić?- Spytał młodzieniec, patrząc na Czarnego z wyraźnym strachem w oczach.

Bill pokiwał głową. Mały ewidentnie bał się ciemności.
On sam, gdyby nie Tom również nie zasnąłby bez jakiegokolwiek źródła światła.
-Boisz się ciemności. - Wypowiedział w końcu swoją myśl na głos, a długie włoski chłopca poruszyły się w geście potwierdzenia. -Chyba wiem, w jaki sposób mogę ci pomóc. - Rzucił w zamyśleniu, zastanawiając się, gdzie zapodział swoją ulubioną lampkę nocną, która przez całe dzieciństwo dodawała mu otuchy podczas niemal bezsennych nocy, spędzonych na tęsknocie za ukochanymi rodzicami, których nawet w tamtym czasie nie pamiętał.
-Jak? - Spytał chłopczyk, spoglądając na niego z ogromną nadzieją, którą od dziś pokładać zaczął w nowym towarzyszu.
-Kiedy byłem w twoim wieku, miałem specjalną lampkę. Dostałem ją od kogoś dla mnie ważnego i ona zawsze pomagała mi. Czułem się dzięki niej bezpiecznie. Jeśli obiecasz mi, że wytrzymasz jeszcze jedną noc bez niej, to jutro ją odnajdę i ci przyniosę. Co ty na to?- Wyklarował na szybko swój pomysł, trafnie oceniając, że zostawił swoje „światełko”, jak to za młodu nazywał kolorową lampkę- pajacyka, w poprzednim domu dziecka.
Planował z samego rana skontaktować się z Markusem, by dopytać o lampkę i w miarę możliwości odebrać ją tego samego dnia.
-Naprawdę? Zrobisz to dla mnie?- Oczy chłopca powiększały się z każdym Billa słowem, a on zapewniał go o swoich zamiarach, kiwając powoli głową.
Naprawdę bardzo chciał dać temu malcowi namiastkę bezpieczeństwa i radości. Żywił głęboką nadzieję, że w końcu i życie chłopca się ułoży. Każdy zasługiwał przecież na „happy end”.
-Zrobię wszystko, żeby mój nowy przyjaciel częściej się uśmiechał. - Wyznał, mając w głębi serca nadzieję, że naprawdę ta przyjaźń męsko- męska między nimi zaistnieje.
Chciał, aby życie dzieciaka zmieniło się, zupełnie jak to jego dzięki Markusowi.

Sam poczuł się wzruszony, kiedy oczy chłopca zeszkliły się, a on sam zarzucił rączki na jego chudą szyję, by mocno go wyściskać.
Pogładził chłopięce plecy i z uśmiechem ułożył nowego znajomego w pościeli, odsłaniając jednocześnie kawalątek okna, aby światło z ulicznych latarni wpadało do pokoju, po czym wyszedł, gasząc lampy wiszące na suficie.

Był w stu procentach pewien swego, gdy podążał korytarzem obecnego Domu Dziecka, kierując się do swojego pokoju. Nie mógł przecież nie wrócić na noc do swojego ukochanego.
Umierał na samą myśl o tym, że miałby nie spędzić kolejnych godzin w czułych i dających bezpieczeństwo objęciach brata.

~*~
Wszedł zadowolony do tymczasowego domu i westchnął, nie zastając w ich pokoju brata. Zdziwiło go to, gdyż Bill zawsze o tej porze leżał już z książką w łóżku.
Rozejrzał się w poszukiwaniu jakichś oznak powodu jego nieobecności. Bał się, że Billa znowu zaczepił Andreas, albo, co gorsza Kate. Miał na nich oko, jednakże nie śledził tej chorej pary 24. godziny na dobę. Mogli przecież prześlizgnąć się niezauważeni do placówki i odebrać mu jego własność. Tak, Bill był jego własnością. Może nie w dosłownym tego słowa znaczeniu, ale jednak. Zupełnie tak, jak on był tylko dla brata. Nikt, żaden mężczyzna, ani żadna kobieta nigdy nie mogliby go od bliźniaka oddzielić. Nie pozwoliłby na to!

Odkąd pojawił się w jego życiu, Bill był kimś, na kim mógł polegać. Zawsze mogli liczyć na swoje wsparcie, no, przynajmniej od momentu, w którym zaczęli razem psocić i naprzykrzać się innym użytkownikom części publicznych i ogólnodostępnych zarówno dla wychowanków, jak i wychowawców. Mieli wspólnych wrogów i razem stawiali czoła problemom. To stanowiło o ich sile. Żaden z nich nie był w stanie wywalczyć sam tyle, ile wygrywali we dwoje. Nawet zespół. Wszystko zaczynało się powoli układać, odkąd Czarny zajął się pisaniem tekstów do gotowej muzyki. Jego wokal, mimo iż wciąż pozostawiał trochę do życzenia, niejednokrotnie sprawiał, iż cała czwórka wierzyła w powodzenie planu podboju światowego rynku muzycznego.
Nawet jeśli były to odległe plany i marzenia, gdyż na sam początek każde z niesamowitej czwórki chciało odnieść prywatne sukcesy, skończyć szkołę, czy usamodzielnić się.

Poza tym Tom ciągle widział przebłyski niepewności w spojrzeniu bliźniaka. Obaj bali się jego przeszłości i zapewne miało minąć jeszcze bardzo dużo czasu, zanim Bill zdecydowałby się wystąpić publicznie przed jakimikolwiek ludźmi. Starszy Kaulitz nie poganiał go jednak. Chciał najpierw dać mu oparcie i dozgonną miłość połączoną z bezpieczeństwem. Kariera nie była przecież aż tak ważna. Mieli nagrane w domowym studio Georga kilka najlepszych kawałków, które zawsze mogli gdzieś w późniejszym czasie udostępnić. Wszyscy czterej układali powoli swoje życie, a on skupiał się głównie na wyciągnięciu Billa z bagna zwanego domem dziecka, w którym również nie raz przeżył małe piekło ze strony innych chłopaków w ich wieku, choćby z powodu osobliwego charakteru, czy niecodziennego wyglądu.
Jak dziś pamiętał dzień, w którym przestał ukrywać uczucia do brata, a ten zaczął je odwzajemniać, dając najpiękniejszy osiemnastkowy prezent urodzinowy. Dał mu wtedy samego siebie. Nie dosłownie, co prawda, ale dla Toma liczyło się więcej niż tylko życie erotyczne, na które, z wiadomych przyczyn Bill gotowy jeszcze nie był, a on nie miał zamiaru naciskać.
Pamiętał ten dzień nie tylko z powodu urodzin, które obchodzili noc wcześniej. Zapisał się on na kartach jego pamięci również z powodu ogromnych łez Billa, którego długi czas nie mógł uspokoić.

Działo się to w gorące popołudnie. Tom wrócił właśnie z zajęć projektowania grafiki komputerowej, którą w przyszłości chciałby się zająć. Cieszył się, że udało mu się dostać na kurs, za który w dodatku nie musiał nic zapłacić. Zupełnie jak dzisiaj wszedł do swojego pokoju, który dzielił z bratem, jednak nie zastał go tam. Przeszukał wszelkie miejsca, do których uciekali, by pobyć sam na sam ze sobą, z dala od wrzeszczących dzieci i wychowawców próbujących narzucić im swoje poglądy.
Znalazł go po niemal kwadransie poszukiwań. Zapewne trwałoby to dłużej, gdyby nie fakt, iż chłopcy z ich szkoły i domu dziecka pastwili się nad nim przez jego odmienność. Właśnie wtedy poczuł ogromną wściekłość na równolatków. Wszyscy bowiem byli z dwa razy więksi i lepiej zbudowani niż wątły, zamknięty w sobie Bill, który w nowej szkole nie znalazł zbyt wielu przyjaciół i raczej stał się ich marionetką, lub zabawką. Odrzucił na bok plecak, który z przyzwyczajenia zabrał ze sobą, po czym ruszył szybkim krokiem w kierunku zapłakanego przyjaciela. Nawtykał im wtedy, odebrał biednego Billa i jego rzeczy oraz zagroził, że jeszcze raz tkną jego partnera, to z nim będą mieli do czynienia. Nikt nie chciał uwierzyć, że Toma i Billa coś łączy, ale miał to w tamtym momencie w dupie. Rozgromił swoich dawnych przyjaciół i przytulił mocno ukochaną, najbliższą sercu osobę. Wciąż czuł we wspomnieniach, jak jego młodsza kopia drżała przerażona w jego ramionach, szlochając bez opamiętania. Długo tak stali wtedy pod drzewem, tuląc się i próbując zapomnieć o minionym zdarzeniu.

Od tamtej chwili stosunek innych uczniów do niego bardzo się zmienił, ale lał na to. Miał swoją rolę w życiu i chciał jak najlepiej spełniać stawiane przed nim przez życie zadania.
Wspominałby zapewne dalej, gdyby nie nagłe ciepło, które poczuł na swoich plecach, a czyjeś ramiona oplotły go czule w pasie. Uśmiechnął się do siebie. W końcu jego brat wrócił do pokoju. Odwróciwszy się, stwierdził, iż Billy jest cały i na szczęście zdrowy.
-Jesteś już.- Ulga wyzierała z jego zatroskanej, zmęczonej twarzy.
-Piłeś. - Usłyszał zarzut ze strony brata.
-Tylko dwa, no może trzy piwa. - Zachichotał, widząc jego minę i na przeprosiny pocałował czule jego policzki, nos, czoło i usta.

~*~
Wszedł po cichu i uśmiechnął się, widząc smukłą postać bliźniaka. Tom najwidoczniej uciekł w świat wspomnień, co dla niego było zrozumiałe, bo sam bardzo często tak robił, gdy zostawał bez brata na dłuższy czas.
Podszedł do niego w zupełnej ciszy, niemąconej nawet ich oddechami. Postanowił w ramach przeprosin za tak późny powrót do pokoju dać Tomowi trochę więcej czułości przed snem niż zwykle.
Objął go więc od tyłu w pasie i odetchnął z niemałą ulgą, układając policzek na plecach chłopaka.
Od kiedy Dred pojawił się w jego życiu, wiedział, że wszystko jakoś się ułoży. Czuł się bezpiecznie i przestał aż tak bać się jutra.

Tom jak natchniony odwrócił się i odpowiedział na czułość w swój jedyny, prawilny, cudowny, Tomowy sposób. Bill podziwiał go za wszystko, co ten robił. Był w stanie zupełnie mu się oddać i poświęcić ich miłości.
-Nie chcę, żebyś więcej pił beze mnie. - Zarzucił mu, kontynuując krótką wymianę zdań.
W głębi serca cieszył się jednak, że brat wrócił do niego w dość dobrym stanie.
-Obiecuję, że już nie będę. - Wiedział, że Tom nie składa przyrzeczeń bez pokrycia. Wierzył mu i ufał we wszystkim.
-Mam nadzieję. - Błysnął ślicznymi, białym jak śnieg zębami. - Chodźmy już spać. To był strasznie męczący dzień, a jutro wcale nie zapowiada się lżej. - Zamarudził, zdejmując z głowy bliźniaka czapkę...

16 lutego 2018

AHAW. - Rozdział 19.

Powoli zbliżamy się do finału pierwszego etapu życia bliźniaków. Mam nadzieję, że uda mi się dalej opisywać ich losy, bo z czasem niestety ostatnio krucho.. Krótko, ale tak wyszło..  W każdym razie zapraszam :)


Dzień mijał mu powoli. Godzina za godziną, w rozbawieniu obserwował, jak kucharka w kuchni stara się ugotować obiad z resztek po imprezie, która najwidoczniej miała miejsce dzień wcześniej. Kiedy Toma nie było w pobliżu zdawał sobie sprawę, jak wiele ważnych wydarzeń umyka mu przez palce, ilu rzeczy nie zauważa, będąc zbyt zapatrzonym w brata bliźniaka.
Dopiero zaczynał dostrzegać wszystkie te drobiazgi, na które nie zwracał uwagi, zbyt zajęty relacją i rodzącym się między nimi uczuciem. Wstał, odstawił pusty kubek po herbacie i spojrzał na mordującą się z pustą lodówką kobietę.
-Może mógłbym pani w czymś pomóc? - Spytał spokojnym tonem, jakby chciał naprawdę zająć się na przykład sprzątaniem zasyfionego przez dzieciaki blatu.
Nagle poczuł się dziwnie dojrzały i odpowiedzialny. Widział siebie, starszego, siwiejącego, trzymającego Toma za rękę. Chciał być dla niego wsparciem, chronić go, do tego stopnia, że związek z bratem zaczął stawać się jego obsesją, a życie, którym dotychczas w pewien sposób się cieszył, odstawił zupełnie na bok.
-Chcesz jeszcze bardziej zniszczyć moją ciężką pracę? Uciekaj stąd, pókim dobra! - Kobieta nerwowo pogroziła mu palcem i mrucząc pod nosem jakieś niezrozumiałe zdania wróciła do swojej pracy.
Bill z ciężkim westchnieniem wzruszył ramionami. Postanowił zmyć się z jej oczu. Tak było lepiej, bezpieczniej. Nie raz bowiem już napsuli jej z Tomem krwi. Nie dziwiło go zupełnie to, w jaki sposób zareagowała na jego niewinną propozycję.
Wszedł do sali wspólnej. Było to zwyczajne pomieszczenie, z wyglądu przypominające salon w każdym normalnym domu. Dzieci w wieku przedszkolnym bawiły się na podłodze, jeżdżąc autami, bądź rozmawiając między sobą pluszowymi misiami, czy plastikowymi lalkami Barbie. Starsze z nich oglądały bajki, odrabiały lekcje na kolejny ciężki szkolny dzień, bądź układały puzzle z wychowawcami.
On sam przysiadł obok jednego, jedynego chłopca, siedzącego zupełnie z boku i popatrzył przez chwilę, jak ten przygląda się innym, rozbawionym dzieciom.
Pamiętał, że kiedyś sam był takim odosobnionym ogniwem, odtrąconym przez dłuższy czas dzieckiem.
Nie umiał się zaaklimatyzować, potwornie tęsknił za rodzicami, jak się teraz okazało również za Tomem. Na szczęście brat pojawił się w jego życiu i zaczął zmieniać je na lepsze.
Odgonił myśli o trudnej przeszłości i westchnął.
-Cześć. Jestem Bill. - zaczął niepewnie, widząc, jak młodzian odwraca się powoli w jego kierunku. Chłopiec miał na oko sześć lat.
-Był w moim wieku, kiedy trafiłem do swojego pierwszego DD.. - pomyślał i westchnął ciężko.
-Cześć. Mam na imię Daniel. - odparł, ociągając się.
Bill zdał sobie sprawę z tego, że dzieciak najprawdopodobniej się go boi. Był dużo starszy, wysoki, chudy, dziwnie ubrany i uczesany, a jego makijaż sprawiał wrażenie mroczniejszego, niż był w rzeczywistości.
-Nie musisz się mnie bać. Nie zrobię ci krzywdy.
Naprawdę nie chciał zrazić do siebie chłopczyka. Już i tak wielu kolegów stracił.. Przez Toma i ich chorą relację stracił kontakt z ludźmi, którzy kiedyś byli dla niego ogromnie ważni..
Daniel w końcu spojrzał na Billa, a jego tęczówki pociemniały. Był zły? Na niego? O co? Przecież nic mu nie zrobił!
-Wszyscy tak mówicie! - zawołał wstając i uciekając z pomieszczenia.
-Nie przejmuj się nim. On tak ma. Nie wiemy dlaczego, ale bardzo nie lubi towarzystwa mężczyzn. - Usłyszał miły, słowiczy głos jednej z koleżanek.

Pokiwał głową na znak, że rozumie.
-Ktoś próbował z nim o tym rozmawiać? - spytał. Miał dziwne przeczucie, że może, przez własne doświadczenia, uda mu się dotrzeć do chłopczyka.
Chciał spróbować mu pomóc. Z tym, że jeszcze nie miał zielonego pojęcia jak.
-Wychowawcy, ale do nikogo nie odezwał się słowem. Jesteś pierwszą osobą, na którą spojrzał! Jak ciocia Jenny dowie się, że ci się przedstawił.. Nie uwierzy!
-Daj spokój. Nic nikomu nie mów. Ten maluch jest wystarczająco przerażony. - zawyrokował, jednocześnie wstając.
Postanowił odnaleźć chłopca i spróbować jakoś dotrzeć do niego, przełamać barierę, zburzyć mur. Wiedział chyba nawet jak powinien to zrobić.
Udał się do kuchni, podgrzał w garnuszku mleko, wsypał kakaa do dwóch kubeczków i wrócił się do części sypialnej, poszukując pokoju chłopca. Odnalezienie go nie sprawiło mu kłopotu. Wystarczyła odrobina chęci i już po chwili stał oparty o futrynę.
-Na pewno nie masz ochoty posiedzieć w moim towarzystwie? Mam kakao. - pokazał trzymane w dłoniach, parujące kubki i uśmiechnął się szeroko.
Sam od dziecka był łasuchem, więc wiedział, jak bardzo dzieciak ucieszy się na słowo klucz.
Daniel podniósł spuszczoną dotychczas główkę i spojrzał w końcu na Billa szeroko otwartymi oczkami. Z jego dziecięcej buzi dało się wyczytać zaskoczenie i niedowierzanie tym, że starszy kolega zainteresował się jego losem.
-Mam. - usłyszał cichutką i niepewną odpowiedź z jego cienkich ust, a gęste, czarne jak noc włosy poruszyły się w geście potwierdzenia.

~*~
-Dzień dobry. Pan Kaulitz, jak mniemam? - upewnił się mężczyzna odziany w drogi garnitur szyty na miarę.
Tom pomyślał sobie, że kiedyś właśnie tak chciałby wyglądać.
-Tom Kaulitz. - uściślił i uścisnął wyciągniętą w jego kierunku dłoń.
-Gordon Trumper. Niezmiernie mi miło pana gościć. Czytałem w pana CV, że nie ma pan zbyt wielkiego doświadczenia w projektowaniu okładek, jednak projekty, które pan mi przesłał niemało zaskoczyły zarówno mnie, jak i cały dział zajmujący się tym. Dlatego też zdecydowaliśmy się dać panu szansę.

Tom słuchał z przejęciem, spijał z ust dojrzałego mężczyzny każde słowo, chcąc zapamiętać wszystko, co ten mówił.
-Owszem, mam niewielkie doświadczenie, ale ogromną pasję i wielką motywację. - odpowiedział mu, zgodnie z prawdą.
-Wybiera się pan na studia graficzne i gra w zespole garażowym? - Gordon ponownie spojrzał w dokumenty, a później na osiemnastolatka.
-Tak, można to nazwać garażowym zespołem.- Tom podrapał się po głowie, a niepewny uśmiech wkroczył na jego twarz.
Pan Trumper wyraźnie się zainteresował.
-Chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej o pańskich pasjach, Tom.
-O moich pasjach? Na gitarze elektrycznej i akustycznej gram od małego. Jestem samoukiem, co zapewne słychać, ale kocham to. Poznałem chłopaków w sumie przypadkiem.. Powiedzmy, że miałem dużo szczęścia. Mieszkając w domu dziecka ciężko o odpowiednie przygotowanie do życia w branży muzycznej. Jednakże to właśnie tam poznałem sens swojego istnienia. To dzięki temu miejscu jestem tym, kim jestem. Zaczynaliśmy grać w garażu, ale ciągle nam czegoś brakowało.. Dopóki nie trafiłem na swojego brata. Ma cudowny wokal, ale jest raczej nieśmiały i niecierpliwy..
-Widzę, że brat jest dla pana bardzo ważny. - zauważył rozbawiony Gordon, widząc, jak chłopak zaczyna zagłębiać się w tajniki ściągnięcia młodszego bliźniaka do zespołu.
-Tak. Jest częścią mnie, dosłownie. Jesteśmy bliźniętami jednojajowymi. Zostaliśmy rozdzieleni bardzo dawno temu. Tak dawno, że nawet żaden z nas nie wiedział o istnieniu drugiego.. Dlatego teraz chcemy spędzać każdą wolną chwilę razem i nadrabiać stracony czas. - opowiadał.
Gordon pokiwał głową. -Wracając jednak do pańskiej osoby.. Grywa pan na gitarze i projektuje.. Powiedział pan również, że gdyby nie dom dziecka, nie byłby pan tym, kim jest teraz. - zacytował go. -Co takiego miał pan na myśli?
-To, że w moim odczuciu jestem dobrym człowiekiem. - odparł po krótkiej chwili Dred i uśmiechnął się mimowolnie, wspominając ile razy komuś pomógł, jednocześnie psując krew osobom trzecim, ale to nie było ważne.
-Dobrym człowiekiem? Co rozumie pan przez to sformułowanie?
-Co rozumiem? Chęć niesienia pomocy i dążenie do poprawy warunków bytowych ważnych w moim odczuciu osób.- odpowiedział, na co mężczyzna pokiwał w zamyśleniu głową.
-Jest pan bardzo dojrzały, jak na swój wiek.- zauważył.
Nigdy nie dałby chłopakowi osiemnastu lat. Nie po tym, co i w jaki sposób mówił. Najbardziej urzekła go jednak troska o brata. Był przekonany, że Tom chce zarabiać coraz większe pieniądze, żeby wydawać je na panienki i imprezy. Zaskoczyła go postawa młodzieńca.
-Proszę mi powiedzieć ile chciałby pan zarabiać, zaczynając pracę w mojej firmie?

Trumper postanowił przejść do konkretów.
Tom oniemiał. Nie miał pojęcia, co powinien odpowiedzieć.. Nie zastanawiał się nad tym..
-Chciałbym zarobić na początek tyle, żeby stać mnie było na wynajęcie mieszkania dla siebie i brata, rachunki i życie.
Dredziarz kolejny raz zaskoczył podejściem mężczyznę. Wypisał na kartce sumę pieniędzy, którą chciał mu zaoferować. Stać go było na ułatwienie młodym życia.
Uśmiechnął się szeroko, gdy Tom pokiwał głową. -W takim razie ustalone. Zapraszam cię w poniedziałek na dzień próbny. Poznasz zasady panujące w firmie i ekipę, z którą będziesz pracował. Oprócz tego wyślemy cię na dodatkowe szkolenia podnoszące kwalifikacje. Stawiam na młodych, utalentowanych ludzi z pasją. Ty ponadto jesteś szczery i masz w sobie ogromne pokłady empatii. Myślę, że bardzo szybko odnajdziesz się w nowym towarzystwie. W poniedziałek też podpiszemy umowę. -Obiecał.

Tom podziękował za rozmowę i wyszedł z gabinetu, żegnając mężczyznę. Nie był w stanie uwierzyć w to, że dostał taką pracę w dodatku za TAKIE pieniądze! Dla niego i Billa było to jak wygrana na loterii! Z szerokim uśmiechem ruszył w kierunku przystanku autobusowego. Musiał o wszystkim powiedzieć Gustovi i Geo, a później oczywiście Billlowi!

4 lutego 2018

AHAW. - Rozdział 18.

Nie wiem skąd u mnie ostatnio taka wena i lekkość w wymyślaniu kolejnych przygód panów K, ale dziś z radością przedstawiam kolejny kawałek perypetii chłopców. Dziś krótko i na temat. :) Mam nadzieję, że się nie zawiedziecie. Życie Billa i Toma zaczyna się kręcić wokół nich samych, a co za tym idzie wszystko inne odkładają na bok, nie bacząc na nadchodzące wielkimi krokami konsekwencje.. No, nie truję już. Zapraszam do czytania i komentowania rozdziału 18 :)


Obudziło go światło słoneczne, wpadające przez odsłonięte rolety w ich pokoju. Zasnął w łóżku brata, ale jego nie było nigdzie widać. Pościel na stronie, którą zajmował Tom, była już zimna. Musiał wstać już jakiś czas temu.
Westchnął, kręcąc niezadowolony głową. Miał nadzieję, że zostanie obudzony w ten cudowny Tomowy sposób. Przeciągnął się, jak kotek, rozprostowując wszystkie kości po nocy przespanej w jednej z dziwnych pozycji, które przybierał, gdy tylko brat brał go w ramiona.
Uśmiech rozświetlił jego twarz, gdy zobaczył, że na poduszce leży mała, złożona na pół karteczka, opatrzona jego imieniem. Wziął ją między palce i przygryzając wargę, rozłożył.
"Billy, mamy dziś piękny dzień. Spójrz za okno. Aż miło wyjść na dwór i trochę pooddychać! Poszedłem po świeże pieczywo, ale takie z prawdziwego zdarzenia. W kuchni czeka na ciebie gorąca kawa, tylko się nie poparz!
Kocham cię. T.
P.S. Nie śmiej się ze mnie! Wiem, że właśnie to robisz!"
W istocie. Odgadł. Bill chichotał, pokładając się na prześcieradle.
Po trwającej wieki chwili uspokoił się na tyle, by wstać i iść pod szybki prysznic. Ubrany i pachnący zajrzał do kuchni, gdzie, ku jego zaskoczeniu, faktycznie czekał kubek gorącej kawy.
Skrzywił się. Byłaby gorąca, gdyby tak nie guzdrał się z układaniem włosów i makijażem! Zły na siebie wstawił małą czarną do mikrofalówki, by chociaż cukier się rozpuścił, po czym zastanowił się, co dalej.
Zerknął na kalendarz. Była sobota. Dzień, jak co dzień, jednak czuł się zupełnie inaczej niż zwykle. Miał wrażenie, że przez ostatnie dni postarzał się o kilka lat. Siedział sam przy stoliku i popijał ze swojego kubka, wyglądając w zamyśleniu przez duże, czyste, jadalniane okno.
Był ciekaw, co takiego wygnało Toma z łóżka przed dziesiątą z rana.. Nie miał pojęcia dlaczego, ale miał złe przeczucia. Przez nierozwiązane sprawy ze swojej przeszłości ciągle oglądał się za siebie, zamiast przeć do przodu i bał się o bezpieczeństwo brata. To właśnie przez znajomość z Katherine i Andreasem unikał związku z kimkolwiek, a zwłaszcza z osobą tak dla niego ważną, jak Tom.
Nie wiedział nawet, kiedy jego starszy bliźniak stał się wszystkim, czego pragnął przez całe życie.
Musiał go chronić. Nie wiedział tylko jak? Przecież na samą myśl o tamtych wydarzeniach czuł, że strach paraliżuje jego mięśnie i utrudnia oddech. Wiedział, że powinien był powiedzieć wszystko Tomowi dużo wcześniej, może w takim wypadku byłoby w tej chwili już po wszystkim. Zawsze znalazł sobie jednak jakieś wytłumaczenie, dlaczego znowu nie wyjawił bratu całej prawdy.
Teraz, po czasie wiedział już, że powinien był. Tom znał zarys historii, wiedział, co trapiło go, gdy nie umiał zasnąć. Nigdy nie pytał go o szczegóły, za co Bill był mu niewyobrażalnie wdzięczny. Nigdy nie przypuszczałby, że ktoś tak różny od niego, będzie z nim tak blisko..
Uśmiechnął się pod nosem, słysząc wibracje telefonu, leżącego na czystym kuchennym blacie.
Już miał odebrać, myśląc, że to Tom. Skrzywił się, a jego twarz przybrała srogi wyraz, gdy tylko przekonał się, kto raczy dzwonić do niego z rana. Odrzucił połączenie, nie chcąc choćby myśleć o rozmowie z drugą stroną.
Wszedł w wiadomości i zaczął stukać SMS-a.
"Zostaw mnie w spokoju, Katherine. Nie chcę mieć z wami nic wspólnego. Spłaciłem swój dług i chcę zapomnieć. Żyć dalej. Nie do zobaczenia. B."
Odrzucił komórkę na stolik. Musiał się opanować. Miał świadomość, że jeśli Tom wróci, to od razu zauważy zmianę w jego, ostatnio dobrym, humorze.
~*~
Wstał z łóżka skoro świt i ruszył pod szybki, zimny prysznic. Miał ogromną ilość spraw do załatwienia, a wszystko to tylko do południa.
Ucałował czoło ukochanego, po czym świeżo ubrany i wypachniony ulubionymi perfumami zaczął szukać kartki i długopisu.
Uśmiechnął się lekko, widząc, że Bill posprzątał jego, jak zwykle zasyfione biurko.
Odnalazł w końcu upragnioną kartkę i długopis. Zastanowił się chwilę, w reszcie zaczął pisać.
Opatrzył krótki liścik jego imieniem, zebrał się w sobie, z ciężkim sercem ruszając do drzwi.
Poszedł na przystanek, rozkoszując się ciepłym porannym, wrześniowym słońcem. Zakupiwszy bilet, sprawdził, o której godzinie przybyć ma jego transport. Widząc, że ma jeszcze chwilę czasu usiadł na niedużej ławeczce, wyjął telefon i zaczął kręcić filmik. Chciał zrobić Billowi kolejną niespodziankę.
Miał niewiele czasu, a chciał zdążyć ze wszystkim, co sobie zaplanował. Gdy autobus dojechał na miejsce, wysiadł. Udał się do wielkiego biurowca. Nienawidził takich miejsc, ale nie zastanawiał się długo, kiedy zadzwonili do niego z ofertą długoterminowej pracy. Potrzebowali pieniędzy, żeby się ustatkować i usamodzielnić.
Pamiętał tamte dni, jakby to było wczoraj. Zanim jeszcze ukończył osiemnaście lat, zaczął szukać jakiejś pracy. Wertował oferty w tajemnicy przed Billem, by móc kolejny raz go zaskoczyć.
Przeanalizował ich nie mało. Oczytał się w wymaganiach do tego stopnia, że z miejsca odrzucał te, które w jakikolwiek sposób nie odpowiadały jego potrzebom.
Praca musiała być stała, na miejscu i od zaraz. Wysokość wynagrodzenia również się liczyła. Musiał przecież utrzymać dwie osoby! Ogromnie ucieszył się, trafiwszy na ofertę jednego z potentatów niemieckiego rynku muzycznego. Szukali kogoś, kto zna się na muzyce, a jednocześnie potrafi obsłużyć różnorakie programy graficzne. Praca na stanowisku, na które był wakat, polegać miała na dobieraniu odpowiednich okładek do płyt, uwzględniając muzykę, wykonawcę i wiele innych czynników. Uznał, że to coś dla niego, że właśnie tym mógłby się zajmować. Przynajmniej jakiś czas, zanim na dobre uda im się rozkręcić zespół, który z Billem ostatnio dość mocno zaniedbali. Miał stuprocentową pewność, że do tego wrócą, dlatego też nie cisnął za bardzo na brata, by ten ćwiczył ponad swoje siły struny głosowe. Zamierzał wkręcić ich w biznes, jak tylko wypracuje pewne znajomości, na co pozwolić mu miał telefon od wytwórni, której właściciel, mimo braku doświadczenia z jego strony, zaprosił Toma na rozmowę o pracę. Z perspektywy czasu Dred uważał, że warto było wysłać do nich swoje CV, ciężko napisany list motywacyjny oraz przykłady swoich prac z różnych programów graficznych.
Nie mieliby problemów na start, gdyby udało mu się otrzymać tę pracę i utrzymać ją przez dłuższy czas. Był młody, miał masę pomysłów, talent i potencjał, który potrafił wykorzystać, a jego urok osobisty w połączeniu z ciętym językiem i inteligencją pozwoliłyby mu wybić się na szczyt, na który pociągnąłby brata i przyjaciół, by razem spijać śmietankę z cudownego życia i bogactwa.
Uśmiechnął się do swoich myśli i wywołany przez sekretarkę wstał, szykując teczkę z dokumentami, by po chwili wejść już do gabinetu właściciela, a zarazem prezesa firmy, niejakiego G. Trumpera.

31 stycznia 2018

„WELCOME TO LUX HOTEL”

Zapraszam gorąco do przeczytania zapowiedzi nowej historii.
Niebawem startujemy ze wspólnym projektem, który od dłuższego czasu przygotowujemy wraz z Marą.
Link w odnośniku u góry ☝💓
Historia jest owocem naszej współpracy z ostatnich kilku miesięcy. Mam nadzieję, że spodoba się Wam tak samo, jak nam! 
Ja osobiście jestem z niej bardzo zadowolona 😁

30 stycznia 2018

AHAW.- Rozdział 17.

Krótko, ale w końcu jest. Na dobranoc i dzień dobry :) Zapraszam do czytania. 




Tom uśmiechnął się odsłaniając oczy młodszego bliźniaka. Był szalenie ciekaw jego reakcji na przygotowaną niespodziankę. Starał się jak mógł, aby ten wrześniowy, upalny dzień był dla Billa przełomem w życiu. -Wszystkiego najlepszego, Skarbie - Wyszeptał całując policzek Czarnego.
~*~
Jego oczom ukazało się najbardziej romantyczne i spokojne miejsce, jakie miał okazję zobaczyć. Tom na ich pierwsze wspólne urodziny zorganizował PIKNIK! Jakże Bill ucieszył się na ten widok. Nigdy nie miał okazji brać udziału w czymś takim, choć przez całe życie o tym marzył. Był szalenie szczęśliwy i zauroczony wręcz pomysłem brata. Czarny bez namysłu rzucił się mu na szyję, a wargi odnalazły te Dreda. To było dla niego zupełnie nowe i pełne niepewności uczucie, jednak nie przerwał go przez dłuższą chwilę, a dłonie starszego z nich, ciasno oplatające jego wątłe ciało sprawiały, że czuł się bezpieczny, kochany i pożądany. W każdym innym przypadku, w każdej innej sytuacji, z jakimkolwiek innym mężczyzną, na ten akt pokazania własności, zawłaszczenia sobie jego fizyczności, jakim było zachowanie bliźniaka, a raczej jego dłoni, odważnie sięgających do pośladków, zareagowałby zupełnie inaczej. Histeria wzięłaby górę, a on płacząc szukałby pocieszenia w bezpiecznym miejscu. Z Tomem jednak czuł się inaczej. Wiedział, że z jego rąk nigdy nie zazna krzywdy, że on do niczego go nie zmusi. Oderwał się od ust dredziarza. Na jego bladej, pomalowanej twarzy, zagościł pełen miłości uśmiech. Teraz był już pewien tego, co chciał mu powiedzieć, jak bardzo chciał przekazać mu swoje uczucia.. Głośno i wyraźnie. Jak nigdy dotąd.
-Kocham cię, Tom. - Wyznał, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
~*~
Miód zalał jego serce, gdy usłyszał w końcu to, od tak dawna wyczekiwane zdanie. Radosne iskierki zamigotały w jego czekoladowych tęczówkach, a łobuzerski uśmiech odpowiedział na braterski.
-Wiem, Bill. Ja też cię kocham. - Odparł, powoli pochylając się, by po dłuższej chwili magicznego oczekiwania subtelnie smagnąć malinowe wargi Billa. Jakże wielce był zaskoczony, gdy Czarny bez zastanowienia odpowiedział na czułość, pogłębiając ją i przedłużając. Był dumny z brata i szalenie w nim zakochany. Musiał czym prędzej zabrać go z tego ponurego miejsca, w którym chłopak tyle się nacierpiał. Uśmiechnął się pod nosem i odsunął od niezadowolonego z tego faktu ukochanego. - Kolacja nam wystygnie. - Puścił mu oko, choć obaj wiedzieli, że Tom raczej sam niczego nie ugotował, jeśli więc mieliby jeść coś na ciepło musiałby ukraść to przed wyjściem z kuchni w DD.
~*~
-Wariat z ciebie, Tom. - Bill miał doskonały nastrój i ciągle się uśmiechał.
-Wariat? Jeśli uważasz, że to jest wariactwo, to nie przeraź się, bo jestem w stanie zrobić dla ciebie o wiele więcej, skarbie. - Uśmiechnął się rozkosznie, na co drugi z nich wyraźnie się zmieszał. Nic nie mogło jednak zniszczyć tego cudownego popołudnia, na którym czarnowłosy niemal bez przerwy śmiał się w głos.
~*~
O to właśnie Tomowi chodziło. Odkąd poznał swojego bliźniaka, chciał, by ten się rozluźnił, pozwolił mu obalić mur, który wokół siebie ustawił. Czuł, że właśnie mu się to udało, a dzięki tym wspólnie spędzonym urodzinom obaj zbliżyli się do siebie bardziej, niż przez ostatnie miesiące. Objął Billa w pasie i cmoknął jego policzek, na co Bill zawstydził się i spuścił zakłopotany wzrok. Uwielbiał tą jego niewinność! Kręciła go o wiele bardziej, niż wyuzdane stroje koleżanek ze szkoły. Miał ochotę bez przerwy całować go i tulić do siebie. Pierwszy raz w życiu czuł się aż tak zakochany. -Powinniśmy wracać. - Zauważył Bill, gdy zaczęło robić się coraz zimniej. Wieczór faktycznie był chłodny, jednak świerszcze ukryte w wysokiej trawie, która ich otaczała, śpiewały tak cudne serenady.. Tom westchnął. -Posiedźmy tu jeszcze chwilę. - Poprosił, poprawiając jeden z idealnie ułożonych kosmyków jego czarnych włosów. -Chwilę? Tom, zimno mi.. Wracajmy.. - Zamarudził. -Nie marudź. Ogrzeję cię.. - Szept Kaulitza popłynął wprost do jego ucha. -Rozchoruję się.. Nie chcę być znowu cały tydzień w łóżku.. Bez ciebie..
-Zajmę się tobą, jeśli się pochorujesz.. Będę się zakradał co noc pod twoją pościel i tulił tak długo, aż uśniesz..
-Jesteś niepoprawny.. -Zakochany..
-Daj spokój, Tom. Naprawdę wracajmy. Jak nas któraś z cioć dorwie tak późno to po nas..
-Mm.. Z tobą mogę nawet zostać zamknięty w pokoju na caaaaluuuutki tydzień. - Przeciągnął.
~*~
Bill zawstydził się jeszcze bardziej i wstał, szukając argumentu. Zatrząsł się z zimna i zwyczajnie zaczął zbierać swoje rzeczy. Miał nadzieję, że to pomoże Tomowi zmienić zdanie i wrócić z nim do pokoju. Chciał spędzić noc w jego ramionach. Tulić się do niego i kosztować jego ust za każdym razem, gdy tylko będzie miał na to ochotę.
-Chooodź już Tooommyyyy... - Przeciągnął samogłoski w jego imieniu i spojrzał głęboko w identyczne, co jego, oczy. - Chcę położyć się obok ciebie i zasnąć.. Proszę.. - Ponowił postulat, wyciągając tym razem zadbaną dłoń do niego.
~*~
Tom zrezygnował z zatrzymywania ich w tym idyllicznie pięknym miejscu. Złapał wyciągniętą w jego kierunku rękę i z uśmiechem pociągnął na siebie brata, zaczynając całować jego usta.
~*~
Obaj popłynęli. Bill już wiedział, że niebawem nie będzie w stanie powstrzymać machiny, którą wyzwoliło jego wyznanie. Uwielbiał czuć język Toma splatający się z jego własnym, dłonie błądzące po plecach, szukające punktu zaczepienia.. Kochał w Tomie wszystko. Teraz, leżąc na rozgrzanym torsie brata i oglądając w jego oczach odbicie gwiazd błyszczących wysoko nad nimi, nie rozumiał własnych irracjonalnych lęków. Nie potrafił już żyć bez rozmarzonego spojrzenia, identycznego jak jego własne. Chciał już zawsze patrzeć w te tęczówki i czuć wszystko to, co on.. Miłość, pewność siebie, bezpieczeństwo. W tej chwili wszystko było dla nich. Kręciło się wokół nich.. Wiatr, gwiazdy, księżyc, słońce.. Żyło, bo oni żyli. Gdyby któryś z nich przestał istnieć i całe podwaliny ludzkiego świata zniknęłyby dla drugiego, razem z sensem jego istnienia. Byli jak dwie połówki jabłka, w końcu połączone, po latach poszukiwań wreszcie razem. Oddychali tak samo.
-Jedna dusza rozdzielona i wrzucona w dwa ciała...- Szepnął obejmując się z Tomem, gdy spacerem szli cichymi uliczkami, wprost do komnaty miłości. Wreszcie byli razem. Scaleni i nierozłączni. Wiedzieli, że we dwóch, jako jedność są w stanie stawić czoło całemu złu, jakie stawia przed nimi życie. Relacji, którą utworzyli i umocnili właśnie dziś, nic już nie mogło zniszczyć, ani osłabić. Nie wiedzieli jednak jednego. Żaden z nich, żegnających się właśnie namiętnymi pocałunkami, we wpadajacym przez niedosuniętą roletę, świetle księżyca, nie mógł spodziewać się, że życie tak bardzo się skomplikuje, a każda z podejmowanych przez nich decyzji pociągnie za sobą wiele innych, które będą miały swoje konsekwencje w przyszłości.

17 stycznia 2018

Informacja 4.

Witam najserdeczniej w Nowym Roku, wiem, że obiecałam posty raz w tygodniu, ale pożarł mnie od początku roku kompletny brak czasu wolnego. Odcinek już się pisze, postaram się opublikować go w najbliższym czasie, niestety nie jestem w stanie teraz określić kiedy to będzie, bo mam w pracy kompletny zajob.. Kiedy wracam do domu to nie wiem w co ręce wsadzić i marzę tylko o łóżku i odpoczynku! :( Przepraszam, że tak długo musicie czekać (o ile ktokolwiek tu jeszcze został;)) Obiecuję poprawę :)

Pozdrawiam! :)

24 grudnia 2017

As high as we.. - Bonus na święta.

Za pasem Wigilia, już dziś, po wielu godzinach przygotowań i oczekiwania  wszyscy wspólnie z najbliższymi zasiądziemy do stołu.
Wcześniej dzieci wyglądać będą pierwszej gwiazdki, a rodzice niepostrzeżenie podłożą pod choinkę prezenty, po czym wszyscy łamać się będziemy opłatkiem. To piękna tradycja, dzięki której ten wyjątkowy czas oczekiwania nabiera magii. Nawet, jeśli za oknem nie ma ani grama śniegu..
Z okazji nadchodzących świąt chciałabym Wam, drodzy czytelnicy złożyć gorące życzenia. Przede wszystkim spełnienia najskrytszych marzeń, siły na ich realizację, zdrowia, bo bez tego nie ma szans przeć do przodu, wytrwałości w postanowieniach noworocznych, odnalezienia w życiu tego, co naprawdę jest cenne i ma znaczenie. Niech przyszły rok będzie dla Was jeszcze lepszy i szczęśliwszy, obfitujący w nowe wyzwania i radości.
Do zobaczenia za rok! :)

P.S. Niebawem będziemy z Marą miały dla Was niespodziankę :) Wyczekujcie informacji.
Buziole :)


Bonus świąteczny




Lipsk, Niemcy, 24 grudnia 1994r.

-Tom! Nie! Cekaj! - Bill uciekał przed bratem, łapiąc po drodze śnieg, by ulepić kulkę i odrzucić nią w stronę bliźniaka.
Beztroska zabawa pochłaniała im całe dnie, dzięki czemu rodzice spokojnie szykować mogli święta.
Bracia doskonale dogadywali się podczas wymyślania coraz to nowych psot i płatania psikusów.
Wspólne lepienie bałwana, czy budowanie igloo na zimnym grudniowym powietrzu sprawiał, że pięcioletni chłopcy zbliżali się do siebie coraz bardziej.
Byli jednością, jak dwie połówki pomarańczy. Jeden umarłby bez drugiego, gdyby zostali rozdzieleni, jeden za drugim skoczyłby w ogień, gdyby zaszła taka potrzeba.

-Mamusiu! - pięcioletni Bill biegał od okna do okna, wypatrując na szarzejącym niebie pierwszej gwiazdki.
-Tak, słonko? - kobieta zwróciła na niego pełne miłości spojrzenie.
-Kiedy ta gwiazdka w końcu będzie? - dopytywał zniecierpliwiony.
-Jeszcze troszkę, skarbie. Szukaj jej, a na pewno znajdziesz. - odparła, wracając do swoich zajęć.

Zrezygnowany chłopiec poszedł szukać gwiazdki do pokoju starszego bliźniaka, siedzącego samotnie na łóżku i patrzącego na przygotowane przez mamę ubrania.
-Ciemu jeśteś śmutny? Nie ciesiś się? Są święta! - zawołał entuzjastycznie, siadając obok niego, z drugiej strony tak, aby nie pognieść wyprasowanych rzeczy.

Tom wzruszył ramionami.
-Co to za święta, skoro rodzice się juś nie kochają? Ciągle się kłócą. - zauważył smutno.
-Tommy, to nie prawda! Ziobacć, jeśt juś babcia, dziadek, wujek.. Chodź! Będzie fajnie. Mama z tatą nawet teraś raziem gotują. No chodź i siam ziobać!

W istocie, gdy chłopcy wyszli z sypialni ich rodzice stali w kuchni pochłonięci obowiązkami przedświątecznymi. Wyglądali na szczęśliwych, a może to świąteczna aura sprawiała, że tak właśnie było?
-Widzis? - Bill przytulił mocno brata. -Nie mozieś się dziś smucić! Chodź, posiukamy razem pierwsiej gwiaźdki! -zawołał.
-Mam lepsy pomysł. - odparł z uśmiechem starszy z nich.

-Naprawdę myśliś, zie moziemy zjeść te ciukierki?
-Taak!
-Aleee sią na choincie! Mama mówiła, zie..
-Mama mówiła duzio zieci. Nie pamiętam wśyśkiego.

Dziecięce głosiki mieszały się z odgłosem rozwijanych cukierków, skradzionych z choinki, gdy rodzice nie patrzyli.
-Bill? Tom? Gdzie jes.. Jörg! Zobacz co nasze dzieci.. -  zaczęła, jednak przerwała tylko kręcąc głową i podpierając się pod boki.
-Daj im spokój, Simone. Przecież są święta. - przypomniał jej, obejmując i całując lekko policzek. -Dobra. Chłopcy, idziemy szukać pierwszej gwiazdki, bo jestem już głodny. - zadecydował, wyciągając do nich obie ręce.

Poszli razem z tatą by, w zgodzie z panującą w ich domu rodzinnym tradycją, wspólnie z ojcem wypatrywać na czerni nieba pierwszego jasnego punktu.
-Jest! - bracia w jednej chwili krzyknęli szczęśliwi, że znaleźli upragnioną gwiazdę. Wskazali ją ojcu palcem, przegadując się, który zauważył ją pierwszy.
-Kochani! Mamy pierwszą gwiazdkę! Możemy zaczynać! -  Jörg oznajmił radosną nowinę wszystkim zebranym.

Po długo wyczekiwanej kolacji przyszedł czas na rodzinne kolędowanie.. Ukochane piosenki świąteczne i kolędy lały się z ich strun głosowych, niczym nie zmącone.
-Mozemy jus otwozyć plezenty?! - pytali, zerkając raz po raz na obstawioną choinkę.
Jako najmłodsi członkowie rodziny oczekiwali najpiękniejszych, wymarzonych upominków, dzięki którym ich dzieciństwo i wspólny życiowy start stawał się z roku na rok coraz przyjemniejszy.

To był wyjątkowy czas w życiu braci, który spędzali w gronie ukochanych im bliskich osób, napawając się wspólnym kolędowaniem i historiami życiowymi dziadka.
Cały rok czekali z niecierpliwością na ten jeden, najszczęśliwszy w życiu dzień, powiększający ich serca i dający niezwykłą radość.

Magia Wigilii Bożego narodzenia udzielać się im zaczynała, gdy tylko mama rozpoczynała przygotowania w kuchni, a tata wyjmował stroiki, by udekorować dom. Od niepamiętnych czasów, 23 grudnia każdego roku ubierali razem, we czworo choinkę, ciesząc się miłością i wspólnie spędzanymi godzinami. Wybierali światełka, bombki, wieszali je i zakładali na czubek szpic.
Po męczących, pełnych wrażeń dniach świątecznych, po kolacji wigilijnej obaj zasypiali w jednym łóżku, tuląc się do siebie i wspólnie, w snach, przeżywali miniony wieczór. Babcię tulącą ich z całych sił i zabawy z kuzynostwem oraz wujkami i ciotkami.
To były piękne chwile, które teraz, po wielu latach przywoływały na twarzach uśmiechy i wywoływały ciepło na sercu.
-Kocham cię, Tom..
-A ja kocham ciebie. I nigdy nic tego nie zmieni..

10 grudnia 2017

As high as we.. - Rozdział 16.

W końcu, po tak długim czasie oczekiwania, jest!
Przepraszam, że tak długo zwlekałam, ale brakło mi weny i odrobiny czasu przez co wszystko się przeciągnęło. 


Nie zawracając dłużej głowy zapraszam! :)


Rozdział 16


-Więc? Gdzie to twoje "wow"? - spytał Georg, wchodząc do garażu, w którym zwykle grali.
-Tutaj. - Tom ponownie wskazał bliźniaka. -Geo, poznaj Billa. - przedstawił mu Czarnego, który już nieco oswojony z nowym towarzystwem przywitał kolejnego kolegę.
-I co z nim? - Geo jakby ignorował obecność najmłodszego z nich.
-Zaraz sam zobaczysz. - rzucił wyjmując z plecaka nuty rozpisane mniej więcej na instrumenty i gitarę. - Zagraj to. - nakazał.

Dostroili instrumenty i na znak Toma zaczęli grać.
~*~
Bill usłyszawszy takty swojej piosenki granej przez przyjaciół brata uśmiechnął się i speszony zaczął śpiewać. Dźwięki, jakie wydobywały się z jego ust były pewne, spokojne i melodyjne. Był w swoim żywiole. Wiedział już, że dzięki temu szybko zapomni o życiu, z którym tak długo walczył, od którego wciąż próbował uciec.
~*~
Półprzymknięte powieki jego bliźniaka sprawiały, że rozczulał się coraz mocniej. Miał wrażenie, że z każdą minutą kocha brata bardziej i bardziej.. Przygryzł wargę bawiąc się jednocześnie kolczykiem. Jego roztańczona wyobraźnia nie pozwalała zapomnieć o rumianej twarzy Billa nawet, gdy odwracał od niego wzrok.
Młodszy z nich stawał się jego największym uzależnieniem.. Pragnął całym sobą być z nim.. W każdy możliwy znany sobie sposób. Nie umiał ocenić na ile bliźniak mu ufa, a jak wiele jeszcze im brakuje, ale wiedział, był pewien, że z niego nigdy nie zrezygnuje, że zrobi absolutnie wszystko, by spełnić marzenia czarnowłosego.
-Faktycznie.. Wow. Tylko co to da, Tom? - spytał Geo, odkładając swój bas.
-Co to da? Nie widzisz? Mamy wokalistę. W końcu możemy założyć zespół, o którym zawsze marzyliśmy. Możemy w reszcie być tym, kim chcieliśmy być.
-Zejdź na ziemię.. Kto zechce współpracować z bandą nastoletnich gagatków, z których dwaj są kujonami, jeden wygląda jak kobieta, a drugi jak kryminalista?
-Dajcie spokój. Wcale nie jest z nami aż tak źle. - żachnął się. Naprawdę chciał spróbować.
-Bill.. Powiedz no coś. Spróbuj przemówić im do głów.
-Tom, oni mają rację. Ja w tej chwili naprawdę nie nadaję się na muzyka. Muszę najpierw ogarnąć swoje życie.. Pozwól mi na to.. Wtedy pomyślimy..
-Ale.. Bill.. Nie uważasz, że..
-Nie. - przerwał mu kategorycznie i uniósł w geście sprzeciwu dłoń. - Ja nie chcę teraz pakować się w taką szopkę. Możemy spróbować, dograć się i grać razem, owszem, ale wyjście na scenę jakiejś wielkiej hali czy teatru musimy odłożyć w czasie. Nie jestem na to gotowy. - powtórzył.
-Dobrze. Niech i tak będzie. - zgodził się w końcu Tom.
Był zaskoczony zachowaniem brata. Jeszcze nigdy nie zdarzało mu się tak kategorycznie czegoś odmawiać.. No, może poza ich miłością..

Posiedzieli u Gustava do wieczora, po czym zebrali się i wrócili do domu dziecka, gdzie Tom postanowił ponownie pokazać bratu, że zawsze może na niego liczyć.
Minęło sporo czasu zanim Bill wrócił do normalności.. Dred codziennie starał się w jakiś delikatny sposób podbudować samoocenę czarnowłosego.
Robił co tylko mógł, aż w końcu Bill docenił jego starania i dał się gdzieś zaprosić.


Berlin, Niemcy, 1 września 2006r.


Wszystko leciało szybko, Bill unikał jak tylko mógł spotkań z Katherine i Andreasem, co było coraz trudniejsze, gdyż zaczynali wystawać pod domem dziecka i szkołą, do której bracia uczęszczali.
Siedzieli właśnie na nudnej matematyce, marząc już o weekendzie i imprezach z Gustavem i Geo.
Czarnowłosy nie mógł się nadziwić, że ci dwaj przesympatyczni i śmieszni ludzie akceptowali go w całości, wraz ze wszystkimi przywarami i niedoskonałościami.
Potrafili długimi godzinami dłubać przy instrumentach, śmiejąc się przy tym i wygłupiając.
Spojrzał rozmarzony w okno. Pogoda była piękna, z nieba lał się wrześniowy żar, a lekka bryza kołysała delikatnie listkami trzymającymi się jeszcze na drzewach. Uśmiechnął się szeroko. Naprawdę czuł, że właśnie przy Tomie zaczął zaznawać szczęścia. Takiego najprawdziwszego z prawdziwych. Niczego więcej nie było mu już trzeba. No, może poza kąpielą i kilkoma chwilami sam na sam z bliźniakiem, ale to czekało ich jeszcze dzisiaj. Tak bardzo cieszył się na ten wieczór!
Jego uwagę przykuł nagły ruch w krzakach, po czym zobaczył wychodzącego z nich Andreasa. Spiął się i szturchnął lekko Dreda, siedzącego obok.
-Tom? - szepnął najciszej jak potrafił, a gdy ten się odwrócił zaskoczony nagłym strachem w głosie brata, wskazał mu postać stojącą pod oknami na zarośniętym chodniczku.

~*~
Zapowietrzył się i warknął cicho, zaciskając dłonie w pięści. Zamierzał załatwić tą sprawę definitywnie. Nie mógł pozwolić na to, by jego brat nadal cierpiał na lęki i ataki paniki, które zdarzały się niemal codziennie przed ich wyjściem do szkoły. 
Gdy tylko zadzwonił dzwonek wrzucił książkę i zeszyt oraz długopis do torby, po czym wybiegł przed budynek.
-Czego znowu od nas chcesz?! - wysyczał wściekły.
-Twój brat ma u nas dług do spłacenia.
-Dług?! Bill nie ma już u was żadnego długu! Daj mu w końcu spokój!
-Nie? Chyba się nie rozumiemy. Bill jest nasz. Mój i Kat. Ty nie masz tu nic do powiedzenia. - mruknął.
-Bill jest wolnym człowiekiem i ostrzegam, jeśli jeszcze raz cię tu zobaczę.. Zadzwonię na policję! A teraz wynocha! - uniósł głos i szarpiąc starszego od siebie blondyna za ubranie, wyprowadził go poza teren szkoły.

Wrócił do budynku, a gdy tylko stanął twarzą w twarz z przerażonym młodszym bratem ten rzucił się mu na szyję.
~*~
Był mu tak szalenie wdzięczny i tak cholernie dumny, że brat wstawił się za nim.. Uratował go..
-Chodźmy stąd. - usłyszał. - Mam coś dla ciebie.
Czarny pokiwał głową i takim oto sposobem zerwali się z lekcji.
-Gdzie mnie prowadzisz? - spytał zaskoczony, dreptając za bliźniakiem w nieznanym sobie kierunku.
-Zobaczysz. Zaufaj mi. Nic ci ze mną nie grozi.

Zapewnienie z ust Toma dało mu poczucie bezpieczeństwa i wywołało dziwne motyle w brzuchu.
Uśmiechnął się i gdy brat stanął za nim westchnął.
Poczuł jedną z jego dłoni na wysokości swojego pasa, druga zaś zakryła mu oczy. -Ufasz mi?

Gorący oddech Dredziarza wywołał gęsią skórkę na jego ciele.
Pokiwał bezwiednie głową, pozwalając mu się prowadzić krok za krokiem, prosto przed siebie. Jego serce biło szybko, a w głowie huczały myśli.. Nie bał się, że coś mu się stanie.. Bał się własnych reakcji. Jego ciało wręcz wrzało pod dotykiem Toma i coraz ciężej było mu trzymać się na dystans.
Nie miał pojęcia czemu wciąż to robi.. Dlaczego go odrzuca, skoro tak bardzo pragnie jego i jego miłości.. Uczucia podanego mu niemal na tacy..
-T..Tom? - zająknął się.
-Jeszcze kawałek, Billy.. Już jesteśmy prawie na miejscu..




Ciąg dalszy nastąpi :)

28 listopada 2017

As high as we.. - Rozdział 15

I w końcu jest. Z radością przedstawiam wam kolejne perypetie braci. A w nich? Dzieje się, oj dzieje :) 
Anonimowy- czasem sama mam problemy z googlami na moim telefonie, wiec doskonale rozumiem :) Co do Twoich odczuć względem Billa są trafne ;) Sama po takich przejściach bałabym się ufać, ale Billy się stara, a to się liczy!
Blue Moon i Mara - kochane, mnie też było ogromnie żal Billa.. Naprawdę! Niestety historia ma swój jakiś zamysł i musi iść powoli do przodu, żebyśmy wszyscy mogli przeżywać wzloty i upadki braci :)

Zapraszam do czytania i udziału w ankiecie! :)


Rozdział 15




Berlin, Niemcy, Sierpień 2006r.

Do szkoły wrócili po kolejnym miesiącu walki o swoje przyzwyczajenia. Tom, wychowany przez bogaty dom dziecka i Bill, stłamszony przez własną przeszłość. Każdy z nich na swój sposób starał się utorować drogę do serca drugiego.
Czarny robił, co mógł, by Tom nie czuł się przez niego odrzucony, czy odgrodzony murem, nie zawsze wychodziło mu to tak, jakby sobie tego życzył, ale tak właśnie było.
Dred dbał o to, by Bill zawsze widział świat w jasnych barwach, by cieszył się każdą chwilą spędzaną z nim, pilnował szczęścia młodszego brata. Mijały kolejne dni, a oni, ramię w ramię, w jednej szkole razem z G&G stawiali pierwsze kroki w kierunku sławy.
Jednak początki nie były łatwe.. Zaczęło się bardzo niewinnie, od wojny na łaskotki w pokoju bliźniaków..
-Ja ci zaraz pokażę ty mała łajzo, jak się traktuje starszych! - zawołał groźnie Tom, rzucając się na przerażonego Billa. Chłopak nie spodziewał się tego, co go czeka. Bał się uderzeń, poniżania i ciosów mierzących w jego ego, ale był na nie gotowy.
Wiedział, że popełnił karygodny błąd, bo choć Tom kategorycznie zabronił mu dotykać gitary, pod groźbą wybicia zębów, on jak zwykle był ciekawski i zwyczajnie rozstroił ją, do czego się nie przyznał.
-Nie, proszę, Tom! - zapiszczał, czując łaskotki na całym ciele. Starszy brat zwyczajnie zaczął go gilgotać, poznając powoli jego ukrywane przez tak długi czas, czułe miejsca.
-Będziesz już grzeczny i NIGDY WIĘCEJ nie ruszysz mojej gitary? - pytał, nie przestając łaskotać wijacego się pod nim Billa. Ten śmiał się i skamlał, błagając o litość.
-Obiecuję, Tom! - chichotał, niemal płacząc ze śmiechu.
-W takim razie.. Mogę ci zaufać. - odparł, siadając mu na biodrach. - Ale kara cię nie ominie. - zagroził.
~*~
Czarny osłabł. Jego źrenice powiększyły się ze strachu przed domniemaną karą.. Nie chciał znowu upodlenia.. Nie ze strony Toma.. Chyba by nie wytrzymał, gdyby i on zrobił z niego rzecz.. Już był szmacianą lalką bez uczuć.. Przy bliźniaku zaczynał się otwierać, mur, jaki wokół siebie postawił, zaczynał powoli pękać, a gorycz jego przeszłości zaczynała wylewać się przez zadry.
Odwrócił wzrok i zacisnął powieki.
-Zrób to szybko.. - powiedział tylko, czekając na największe poniżenie, jakiego by doświadczył ze strony brata..
~*~
-Co mam zrobić? - spytał zaskoczony.
-Weź to, co powinienem dać żebyś mi wybaczył. - Czarny mówił przez łzy.. Tom widział w jego oczach pogardę dla jego własnego istnienia i miłość do brata..
-Bill.. Na Boga.. Nie! - odparł, schodząc z jego ud.
-Jestem tak beznadziejny i brudny, że nawet tego nie chcesz mi zrobić? Przecież na to zasłużyłem. Nie żałuj sobie. Inni sobie nie żałują.
-Bill? Spójrz na mnie. Otwórz oczy i popatrz na mnie. - kiedy bliźniak uchylił ze strachem powieki, Dred złapał jego twarz w dłonie i przyciągnął do czułego, pełnego obietnic pocałunku. - Niczego ani nikogo na świecie nie pragnąłem tak, jak teraz ciebie, ale nigdy, przenigdy nie potraktuję cię tak, jak oni to robią. Jesteś dla mnie ważny, Bill. Nigdy o tym nie zapominaj. Nie musisz się mnie bać, bo ja cię nie skrzywdzę. Będę stał na straży twojego spokoju każdego dnia i każdej nocy naszego życia. Wytrzymaj jeszcze miesiąc. Miesiąc i spierdalamy z tego wariatkowa. Uciekniemy daleko, zaczniemy żyć od nowa. Ty i ja. Ramię w ramię.. Nikt nie będzie nas znał.. Nikt nie będzie wiedział.. Nie będziesz musiał myśleć o przeszłości, o tym, co wydarzyło się tutaj.
-Na.. Naprawdę chcesz.. Wyjechać? Ze mną?
-Oczywiście, głuptasie.. - zaśmiał się, widząc jego minę.
~*~
-Och! Tom! - w oczach Billa stanęły łzy zaskoczenia, radości i ulgi. Tomowi naprawdę na nim zależało! Nigdy w najśmielszych nawet snach nie pomyślałby, że trafi mu się taki brat! Uśmiechnął się, przytulając do niego..
-Ale kara za rozstrojenie gitary i tak cię nie ominie. - usłyszał na co, spokojny już, podniósł zawstydzony wzrok.
-Zaśpiewaj mi, Bill. Słyszałem cię ostatnio, jak się kąpaliśmy.. Chcę, żebyś dla mnie zaśpiewał.. To, co wtedy..
Zawstydził się i spuścił wzrok.
-Mówię poważnie, Bill. Nastroję gitarę i zagram, a ty zaśpiewaj. - ponowił prośbę.
-Na pewno? - przeniósł spojrzenie na omawiany przedmiot i zagryzł dolną wargę, zastanawiając się dłuższą chwilę nad tym, czy naprawdę powinien.
-Mhm. Chodź. Nie musisz się wstydzić. Podoba mi się, jak śpiewasz. - zapewnił, strojąc gitarę do napisanej przez serce melodii.
~*~
Usiedli na podłodze i gdy Tom zaczął grać, jego serce przyśpieszyło bieg. Dokładnie tak wyobrażał sobie tę piosenkę! Właśnie tak słyszał ją, gdy pisał tekst.. Uśmiechnął się i wszedł w odpowiednim według niego momencie, a zadowolone spojrzenie brata utwierdziło go tylko w tym, że mają podobne spojrzenie na muzykę.
-"Dann wird alles gut.."- zakończył i otworzył w końcu przymknięte od kilku minut powieki.
-To było.. Wow.. - usłyszał tylko od Toma, na co się speszył. - Chodź! Muszę cię komuś pokazać! - zadecydował i zanim Czarny zdążył w ogóle zarejestrować, że wstają, biegli już w kierunku drzwi frontowych.
~*~
***
-Gustav! Muszę ci kogoś pokazać! - zawołał, wciągając Billa na piętro domu, w którym mieszkał jego kumpel. Kiedy ten zdjął z uszu słuchawki, wciągnął bliźniaka do sypialni i uśmiechnął się szeroko. - Ta da aaa! - zawołał, wskazując zakłopotanego Billa, starającego się nie patrzeć na domownika.
-Że niby co "ta da"? - Gust nie do końca zrozumiał, o co Tomowi może chodzić.
-Że niby mój Billy "ta da". - odparł jakby nigdy nic.
-Hej. - Bill ukłonił się, nadal próbując schować za Tomem
-Hej, Bill. Fajnie w końcu cię poznać. Tom mówił o tobie jak jakiś wariat. Serio. Uważaj na niego. Ma na twoim pukncie niezłego świra. - zaśmiał się. - Gustav jestem. - podał mu rękę, którą Czarny nieśmiało uścisnął.
-Helloooł! Ja tu jestem. - Tom wskazał na siebie dwoma palcami.
-No wiem. Widzę. Siadajcie i mów, o co to za pomysł mi pisałeś.
-Znalazłem nam wokalistę! - zanucił radośnie, wciąż tuląc do siebie niepewnego bliźniaka. Pocałował jego czoło i uśmiechnął się. - Billa właśnie. Nie masz pojęcia, jak zajebiście on śpiewa. - dorzucił, by przekonać Gusta do swoich racji.
-Zadzwonimy po Go i pójdziemy do garażu. - zadecydował Gustav, wstając powoli po telefon.

24 listopada 2017

Informacja 3 i ankieta

Witam, najpierw chciałabym gorąco zaprosić Was do udziału w krótkiej ankiecie, od jej wyniku zależy jak często coś tu wrzucę, więc zachęcam do głosowania ;) 

I druga sprawa.. Nie wyrabiam ostatnio czasowo pisać odcinki co trzy dni (chodzi mi o przedział wt. - pt.) Dlatego też chciałabym ogłosić przesunięcie terminu publikacji drugiego odcinka (dopóki nie zamkniemy ankiety częstotliwość dodawania będzie ta sama) z piątku na sobotę. Ten jeden dzień pozwoli mi spokojnie skończyć rozpoczęty rozdział i udostępnić go Wam :)

Pozdrawiam i ściskam :) 

21 listopada 2017

As high as we.. - Rozdział 14.

Tak więc.. Bardzo przepraszam Was, że musieliście tak długo czekać. Udało mi się już prawie ogarnąć internetowe problemy, rozdział był gotowy już jakiś czas, ale nie byłam nawet w stanie go opublikować. 
Kolejne mam nadzieję będą pojawiały się już regularnie.
Dzisiejszy jest bardzo ważny i przełomowy w historii bliźniaków.
Nie marudzę już więcej.
Zapraszam 😅


Rozdział 14


Wrócili do hotelu dość późną porą i Czarny bardzo szybko pobiegł pod prysznic. Musiał ochłonąć i pozbyć się makijażu zanim ten spłynie na dobre wraz z po koncertowym potem.
Stał w kabinie, a gorąca woda obmywała jego ciało. Przez krótką chwilę zdawało mu się, że może oczyścić i umysł ze zbereźnych myśli. Była to jednak złudna nadzieja. Nie do końca wiedział, jak powinien się zachować, gdy ciało i serce pragnęło jednego, a umysł podpowiadał coś zupełnie odwrotnego.
Często zastanawiał się, jak to będzie mieć brata. Nigdy nie pomyślałby, że sprawi mu to tyle kłopotów, bo Tom, mimo, iż wspaniały był też kłopotliwy.. Tak właściwie.. To nie on sam, a jego uczucia. Starał się jak mógł, by wybić sobie tą miłość z głowy, jednocześnie oduczając jej dredziarza.. To trudne zadanie spełzło zupełnie na niczym, bo, zwykle odziany w zbyt wielkie ciuchy, starszy bliźniak za nic miał logiczne argumenty, na wszystko odpowiadając słowami "Nie kocham cię jak brata.."
Pokręcił nerwowo głową. Znał Toma tak krótko, zaledwie parę miesięcy, a on sam w sobie już nie wychodził z jego głowy. Zwykle trzeba było więcej czasu, by zawładnąć umysłem Czarnego.
Wyszedł spod prysznica, owijając się w biodrach białym, puchowym ręcznikiem. Spojrzał na swoje odbicie i wzdychając ciężko ścisnął dłoń w pięść. Czuł się jak zwykły śmieć.. Jak mógł kiedykolwiek marzyć o prawdziwej, szczerej i legalnej miłości, skoro posuwał go każdy kto odpowiednio zapłacił?! Po jego policzku popłynęła samotna łza.
-Bill? Płaczesz? - usłyszał zaskoczony głos brata.
Kiedy on do licha wszedł do łazienki?! - przeszło przez myśl Czarnego.
~*~
Spojrzał na brata z troską i westchnął. Podszedł bliżej, odwrócił go twarzą do siebie, by ten mógł skorzystać z jego ramion.
Bill najzwyczajniej w świecie przytulił się i rozpłakał.
-Shh..Wszystko jest w porządku. Jestem tutaj i nigdy nie pozwolę cię nikomu skrzywdzić. - obiecywał, gładząc mokre włosy i zmarznięte nagie plecy bliźniaka. Starał się nie myśleć o tym, że jego braciszek stoi przed nim tylko w ręczniku..
Fakt, że ktoś skrzywdził jego młodszego przyjaciela powodował, iż Dreda ogarniała wściekłość.
-Nie.. Nie jest w porządku, Tom.. Nic nie jest okej..
-Chodź, ubierz się, usiądziemy razem przy herbacie i porozmawiamy. Wygadasz się to będzie ci lżej.
-Nie mogę.. Naprawdę.. Zrozum.. Znienawidzisz mnie, jak opowiem ci to wszystko..
-Nie znienawidzę cię, Bill. Nie potrafiłbym pałać nienawiścią do ciebie.. - gładził czule jego włosy. -Wszystko się poukłada.. Pomogę ci.. Tylko musisz mi powiedzieć jak.. Co mam zrobić, żeby było ci lżej?
-Pozwól mi zapomnieć, Tom.. Zabierz mnie z dala od Niemiec.. Nie chcę tu dłużej żyć..
-Zabiorę cię.. Obiecuję, ale musisz być ze mną szczery..
Dłonie Dreda złapały twarz bliźniaka za policzki.
~*~
Popłynęły po  nich gorzkie łzy.
-Bo ja.. Ja.. - wziął głęboki oddech i wstał, by podejść do okna, za którym migotały światła tętniącego nocnym życiem Berlina. -Ja nie jestem tym, za kogo mnie uważasz, Tom. Dla ciebie jestem przyjacielem, może bratem, materiałem na partnera i kochanka, ale tak naprawdę.. Nie nadaję się na żadną z tych pozycji.. Jestem.. Zwyczajną, pospolitą męską dziwką, Tom.
-Męską dziwką? Dlaczego tak o sobie mówisz? Czemu uważasz, że właśnie tak powinienem cię postrzegać?
-Bo tak wyglądają fakty.. Od lat się z tym zmagam.. Staram się uciec, ale mi nie wychodzi.. Oni zawsze mnie znajdują..
-Oni? Jacy oni?
-Katherine i Andreas Blackowie. Zanim trafiłem do twojego pokoju.. Byłem.. I nadal jestem ich rzeczą.. Własnością, po którą sięgają, kiedy tylko mają taką potrzebę.
-Własnością? Bill żadne istnienie ludzkie nie może być w niczyim władaniu. Jesteś jednostką z wolną wolą.. Z własnymi pragnieniami i prawem do nich.
-Otóż nie. Jestem ich własnością.. Od zawsze tułałem się po bidulach.. Mieszkałem wtedy w jednym z nich.. Gdzieś w Stanach.. Nie pamiętam zbyt dobrze tego miejsca.. Pamiętam za to tamten dzień.. Dzień, w którym ściągnąłem na siebie plagę w postaci Katherine Black. - Bill odpalił papierosa drżącą dłonią i otworzył okno, by wpuścić do pokoju świeże powietrze, a wypuścić z niego dym. Przysiadł na parapecie i po długiej chwili ponownie podjął opowieść.
-To był deszczowy, chłodny dzień w Springfield, w hrabstwie Hampden, w stanie Massachusetts. Mieszkałem wtedy w domu dziecka w dzielnicy Old Hill. Żyłem biednie, ale na brak miłości narzekać nie mogłem. Ojciec odwiedzał mnie w miarę regularnie, choć dawno stracił do mnie prawa.. Kochał mnie i tylko to się liczyło. Żyłem też marzeniami o powrocie z nim do Lipska, do naszego rodzinnego domu. Nie wiedziałem wtedy jeszcze, że nie było to możliwe. W każdym razie.. Wychodziłem z tamtejszej biblioteki, obładowany książkami i innymi pomocami naukowymi. Napadło mnie dwóch gości.. Byli ze dwa razy więksi i starsi ode mnie.. Ukradli mi wszystko, co ze sobą taszczyłem.. Łącznie z torbą, w której nosiłem wszelkie życiowe oszczędności. Wtedy to ją poznałem. Była piękna.. Olśniewająca.. Pewna siebie i niczego, zdawać by się mogło, się nie obawiała.

Springfield, hrabstwo Hampden, Massachusetts, październik 2001r.

-Hej, może mogłabym jakoś pomóc? - kiedy usłyszał to pytanie, poczuł, że może jeszcze nie wszystko jest stracone.
-Okradli mnie.. Zabrali mi wszystko.. Całe życiowe oszczędności.. - łzy płynące po jego policzkach mieszały się z siąpiącym deszczem.
-Jeśli chcesz.. Mogę pożyczyć ci skradzioną kwotę..
-Ale ja.. Nie będę miał z czego oddać..
-Jakoś to rozwiążemy. Prowadzę mały biznes tu, niedaleko to najwyżej mi odpracujesz.
-Jestem tylko.. Dzieckiem.. Nie mogę pracować..
-To jest coś, co możesz robić. Nic się nie bój. - spojrzała na niego swoimi wielkimi, pięknymi oczami. -To jak? Zainteresowany?
-Mhm.. Potrzebuję tych pieniędzy żeby stąd wyjechać i wrócić do domu, do taty..

Berlin, Niemcy, lipiec 2006r.

-Tak właśnie straciłem całą swoją niewinność. Przestałem być dzieckiem.. Zostałem zwykłą dziwką.. Jak zapewne się domyślasz Katherine i Andreas pożyczyli mi pieniądze na lichwiarski procent.. Nie byłem w stanie tego spłacić, więc "wykupili" mnie. Od tamtej pory... Od tamtej pory jestem ich własnością, Tom. Nie mam prawa czuć, marzyć, czy cieszyć się życiem. Stałem się szmacianą lalką, której jedynymi odczuciami są obrzydzenie i nienawiść do samego siebie.
-Chodź więc za mną. Wszystko ci wyjaśnię. Poznasz mojego brata i razem dobijemy targu.
~*~
Historia Czarnego dogłębnie nim wstrząsnęła. Ile zła i cierpienia miał za sobą jego młodszy brat? Nie dziwił się już, że nie potrafił mu zaufać, że nie chciał pozwolić im się do siebie zbliżyć..
Westchnął podchodząc do niego. Stanął między jego kolanami i przytulił go do siebie. Bill wcale nie wydawał mu się obrzydliwy ani gorszy. Był po prostu skrzywdzony przez los. Potrzebował pomocy, a on tę pomoc zamierzał mu dać.
-Uwolnię cię od nich. Zobaczysz, razem sobie z nimi poradzimy. Nie dam robić ci krzywdy. Już nigdy nikt nie potraktuje cię w niegodny sposób, tylko mi zaufaj. Pozwól nam na to, Bill. Obiecuję, że ja sam też nigdy nie zrobię niczego wbrew twojej woli..
Bill spojrzał w jego oczy wzrokiem wypełnionym bólem, strachem, nadzieją i zaufaniem. Nie wyobrażał sobie teraz chwili, w której miałby sprawić mu zawód. Chciał go uratować.. Stać się jego bohaterem.. Okazać mu miłość i czułość, na którą chłopak zasłużył. Pochylił się i pocałował lekko jego czoło.
-Boję się, Tom..
-Nie musisz. Razem damy im radę. Stawimy czoła twoim marom i niebawem będziesz już wolny.. - obiecywał.
~*~
Z każdą obietnicą Toma stawał się spokojniejszy. Zaczynał mu ufać i wierzyć w to, że im się uda. Musiało się udać! Przecież Tom by go nie oszukał, prawda? Zawsze działo się to, co mówił. Nigdy go nie okłamał..
Wypełniony po brzegi, być może nie złudną, nadzieją, uniósł się, by bez namysłu ucałować miękkie, bliźniaczo podobne wargi. Na tyle czuł się gotów. Tyle mógł z siebie dać..

14 listopada 2017

Informacja 2

Ze względu na nawał pracy (tak, ostatnio jednocześnie  praca i nauka stawiają przede mną wyzwania) mam zdecydowanie mniej czasu. W związku z tym chciałam poinformować Was, że dziś odcinka nie będzie. Jest to jeden z ważniejszych fragmentów w tej historii, toteż chciałabym przedstawić go w odpowiedni sposób, co sprawia, że muszę poświęcić mu więcej uwagi. Postaram się, aby był gotowy dla Was na jutro, ale niczego nie obiecuję. Pozdrawiam i do zobaczenia :) 

10 listopada 2017

As high as we.. - Rozdział 13

Dziś niewiele dialogów, ale mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu ten kawałek. W założeniu rozdział miał być zdecydowanie dłuższy.. Jednak nie bardzo miałam kiedy rozwinąć wątek koncertu, choć tak bardzo chciałam to zrobić.. W zamian za to skupiłam się na odczuciach i przemyśleniach obu stron ;) Zapraszam :) 

Rozdział 13

Doskonale się bawił.. Szalał i śpiewał razem z wokalistą. To było coś nie do opisania. Energia, jaką roztaczał wszędzie wokół zespół, była odczuwalna w każdym skrawku ogromnej hali. Spojrzał na starszego bliźniaka z wdzięcznością. To było niczym najpiękniejszy sen.. Spełniło się jego największe marzenie. Od zawsze chciał jechać na taki koncert, a fakt, że ma przy sobie Toma sprawiał, że czuł się jeszcze bardziej wyjątkowo i bezpiecznie. Nie dlatego, że wokół kręciła się masa ochrony, a dlatego, że jego własny brat dawał mu to poczucie.. Wysyłał mu spokój i pewność siebie.. Kochał go.. Kochał go na dwa sposoby.. Jak brat brata.. Nigdy wcześniej nie miał rodziny.. Zawsze był sam.. Nawet w dniu, w którym poznał ich matkę.. Nie czuł wtedy żadnej więzi z kobietą.. Nadal uważał, że jej nie ma.. Teraz u jego boku trwał dredziarz w zbyt dużych ubraniach, a on czuł się szczęśliwy, bo miał u boku mężczyznę ze swoich marzeń. Nigdy nikomu o tym nie mówił, ale zawsze pragnął być po prostu kochany. Szczerą i bezinteresowną miłością.. Było mu zupełnie wszystko jedno, czy pokocha go kobieta, czy mężczyzna.. Sam sobie się dziwił, że padło właśnie na Toma.. W pewnym sensie czuł ulgę, bo wiedział, że, nawet kiedy wyjawi mu całą prawdę o sobie, nie będzie sam. Może straci możliwość posiadania partnera, ale brata będzie miał już zawsze. Nigdy nikt ani nic tego nie zmieni.
Spojrzał na blondwłosego towarzysza i uśmiechnął się szeroko. On też całym sobą oddał się muzyce. Z daleka widać było, że to nie jego klimaty, ale doskonale wczuwał się w otaczającą go kakofonię dźwięków.
Ujął delikatnie i niepewnie jego dłoń, by zwrócić na siebie uwagę.. Gdy napotkał roziskrzone spojrzenie czekoladowych tęczówek, mimowolnie spuścił wzrok, jednak nie na długo. Po chwili przysunął się jeszcze bliżej niego, by dosięgnąć jego ucha..
-Dziękuję.. - wyszeptał, nieświadomie muskając ustami jego płatek..
W jego własnych oczach tańczyła radość.. Był szczęśliwy jak nigdy dotąd..
~*~
Zadrżał, czując cudowny dotyk warg brata na swoim uchu.. To było wyjątkowe, a połączone z myślą, że splótł ich dłonie.. Bill zdecydowanie sprawiał, że było mu trudno opanować pragnienia. Nigdy nie był gejem, zawsze wolał kobiety, ale nie był też homofobem.. Nie przeszkadzały mu związki między dwoma mężczyznami, czy kobietami. Przy Billu jednak czuł się inaczej.. Jakby odnalazł drugą połówkę pomarańczy. Idealnie do siebie pasowali i uzupełniali się. Mogli stworzyć doskonały team, wspaniały związek oparty na bezgranicznym zaufaniu i szczerości.
Nie rozumiał, dlaczego Bill ciągle tego unikał. Robił krok w jego kierunku, a zaraz potem się cofał.. Próbował oddzielić ich niewidzialnym murem, jakby bał się, że kiedy pozwoli im na zbliżenie się, wszystko się zawali.
Widział w jego spojrzeniu niepewność, a nawet strach.. Chciał pomóc młodszemu bratu odgonić dręczące go mary. Przecież od tego był.. Dla niego mógłby skoczyć w ogień.. Zrobiłby wszystko, byle tylko młody w pełni mu zaufał i oddał swoje serce w jego ręce. Dobrze by o nie zadbał.. O tak.. Zresztą nie tylko o serce Billa chciał dbać i zamierzał mu to dobitnie pokazać, gdy tylko brat pozwoli zburzyć mury, który postawił między nimi.
Przyglądał się z boku bratu i uśmiechał, widząc, jak wielką radość mu sprawił. To szczęście, które teraz widział.. Wylewało na jego serce morze miodu. Nie było na świecie niczego, co wprawiałoby Toma w taki zachwyt, jak ten widok. Widok jego bliźniaka.. W stu procentach odprężonego i doskonale się bawiącego. Bill był wart każdej sekundy walki o niego. Jego piękny uśmiech, cudowne oczy, zapach skóry o poranku.. Tom odetchnął głęboko.. Czuł, że jeszcze chwila i nie wytrzyma.. Kochał brata.. Szaloną wręcz miłością.. Nie rozumiał tego w żaden sposób, ale tak właśnie było.. Pragnął słuchać jego śmiechu i ocierać łzy. Dawać mu poczucie bezpieczeństwa i być oparciem w trudnych chwilach. Chciał stać się odpowiedzialny.. Dla niego.. Za niego. Czekał tylko na jeden, nawet najdelikatniejszy znak, by nie przestać walczyć, zebrać siły i ze zdwojoną mocą spróbować wedrzeć się do bliźniaczego, zranionego serca.
***
Wyszli z hali po dwóch godzinach cudownej zabawy.
-To było.. Niesamowite! - zapiszczał Bill, na co on zachichotał.
-Zdarłeś sobie gardło. - śmiał się. -Jak dotrzemy do hotelu, to się tym zajmiemy. - obiecał, obejmując go lekko w pasie i całując skroń.
Nie mógł się powstrzymać przed tym czułym gestem. Chciał wszystkim pokazać, że od Billa mają trzymać się z dala, bo on już ma swoje szczęście.
~*~
Dotyk bliźniaka peszył go i powodował drżenie ciała.. Każda jego komórka lgnęła do Toma.. Pragnęła jego ust, dotyku i pieszczot.. Ale on tak nie mógł. Nie potrafił.. Odsunął się niepewnie, pod pretekstem znalezienia w torebce telefonu i zadzwonienia do Markusa, by już ich odebrał. Miał nadzieję, że Dred nie obrazi się na niego za to, co właśnie zrobił.. Bał się, że któregoś dnia zwyczajnie nie oprze się pokusie.. Nie chciał robić bratu złudnych nadziei..
-Jak dobrze, że już jesteś. Możemy jechać. - rzucił szybko, wsiadając do samochodu wychowawcy. Kiedy Tom do nich dołączył, odjechali w kierunku hotelu.
Podczas drogi Bill nie odezwał się do brata nawet słowem. Czuł, że załatwił sobie gardło.. To było potworne uczucie i jeszcze większy ból, ale warto było! Nie żałował ani chwili.. Zamierzał Tomowi podziękować za ten wieczór.. Nie wiedział tylko jeszcze jak, ale był pewien, że niebawem coś wymyśli..