Dzień mijał mu powoli. Godzina za godziną, w rozbawieniu obserwował, jak kucharka w kuchni stara się ugotować obiad z resztek po imprezie, która najwidoczniej miała miejsce dzień wcześniej. Kiedy Toma nie było w pobliżu zdawał sobie sprawę, jak wiele ważnych wydarzeń umyka mu przez palce, ilu rzeczy nie zauważa, będąc zbyt zapatrzonym w brata bliźniaka.
Dopiero zaczynał dostrzegać wszystkie te drobiazgi, na które nie zwracał uwagi, zbyt zajęty relacją i rodzącym się między nimi uczuciem. Wstał, odstawił pusty kubek po herbacie i spojrzał na mordującą się z pustą lodówką kobietę.
-Może mógłbym pani w czymś pomóc? - Spytał spokojnym tonem, jakby chciał naprawdę zająć się na przykład sprzątaniem zasyfionego przez dzieciaki blatu.
Nagle poczuł się dziwnie dojrzały i odpowiedzialny. Widział siebie, starszego, siwiejącego, trzymającego Toma za rękę. Chciał być dla niego wsparciem, chronić go, do tego stopnia, że związek z bratem zaczął stawać się jego obsesją, a życie, którym dotychczas w pewien sposób się cieszył, odstawił zupełnie na bok.
-Chcesz jeszcze bardziej zniszczyć moją ciężką pracę? Uciekaj stąd, pókim dobra! - Kobieta nerwowo pogroziła mu palcem i mrucząc pod nosem jakieś niezrozumiałe zdania wróciła do swojej pracy.
Bill z ciężkim westchnieniem wzruszył ramionami. Postanowił zmyć się z jej oczu. Tak było lepiej, bezpieczniej. Nie raz bowiem już napsuli jej z Tomem krwi. Nie dziwiło go zupełnie to, w jaki sposób zareagowała na jego niewinną propozycję.
Wszedł do sali wspólnej. Było to zwyczajne pomieszczenie, z wyglądu przypominające salon w każdym normalnym domu. Dzieci w wieku przedszkolnym bawiły się na podłodze, jeżdżąc autami, bądź rozmawiając między sobą pluszowymi misiami, czy plastikowymi lalkami Barbie. Starsze z nich oglądały bajki, odrabiały lekcje na kolejny ciężki szkolny dzień, bądź układały puzzle z wychowawcami.
On sam przysiadł obok jednego, jedynego chłopca, siedzącego zupełnie z boku i popatrzył przez chwilę, jak ten przygląda się innym, rozbawionym dzieciom.
Pamiętał, że kiedyś sam był takim odosobnionym ogniwem, odtrąconym przez dłuższy czas dzieckiem.
Nie umiał się zaaklimatyzować, potwornie tęsknił za rodzicami, jak się teraz okazało również za Tomem. Na szczęście brat pojawił się w jego życiu i zaczął zmieniać je na lepsze.
Odgonił myśli o trudnej przeszłości i westchnął.
-Cześć. Jestem Bill. - zaczął niepewnie, widząc, jak młodzian odwraca się powoli w jego kierunku. Chłopiec miał na oko sześć lat.
-Był w moim wieku, kiedy trafiłem do swojego pierwszego DD.. - pomyślał i westchnął ciężko.
-Cześć. Mam na imię Daniel. - odparł, ociągając się.
Bill zdał sobie sprawę z tego, że dzieciak najprawdopodobniej się go boi. Był dużo starszy, wysoki, chudy, dziwnie ubrany i uczesany, a jego makijaż sprawiał wrażenie mroczniejszego, niż był w rzeczywistości.
-Nie musisz się mnie bać. Nie zrobię ci krzywdy.
Naprawdę nie chciał zrazić do siebie chłopczyka. Już i tak wielu kolegów stracił.. Przez Toma i ich chorą relację stracił kontakt z ludźmi, którzy kiedyś byli dla niego ogromnie ważni..
Daniel w końcu spojrzał na Billa, a jego tęczówki pociemniały. Był zły? Na niego? O co? Przecież nic mu nie zrobił!
-Wszyscy tak mówicie! - zawołał wstając i uciekając z pomieszczenia.
-Nie przejmuj się nim. On tak ma. Nie wiemy dlaczego, ale bardzo nie lubi towarzystwa mężczyzn. - Usłyszał miły, słowiczy głos jednej z koleżanek.
Pokiwał głową na znak, że rozumie.
-Ktoś próbował z nim o tym rozmawiać? - spytał. Miał dziwne przeczucie, że może, przez własne doświadczenia, uda mu się dotrzeć do chłopczyka.
Chciał spróbować mu pomóc. Z tym, że jeszcze nie miał zielonego pojęcia jak.
-Wychowawcy, ale do nikogo nie odezwał się słowem. Jesteś pierwszą osobą, na którą spojrzał! Jak ciocia Jenny dowie się, że ci się przedstawił.. Nie uwierzy!
-Daj spokój. Nic nikomu nie mów. Ten maluch jest wystarczająco przerażony. - zawyrokował, jednocześnie wstając.
Postanowił odnaleźć chłopca i spróbować jakoś dotrzeć do niego, przełamać barierę, zburzyć mur. Wiedział chyba nawet jak powinien to zrobić.
Udał się do kuchni, podgrzał w garnuszku mleko, wsypał kakaa do dwóch kubeczków i wrócił się do części sypialnej, poszukując pokoju chłopca. Odnalezienie go nie sprawiło mu kłopotu. Wystarczyła odrobina chęci i już po chwili stał oparty o futrynę.
-Na pewno nie masz ochoty posiedzieć w moim towarzystwie? Mam kakao. - pokazał trzymane w dłoniach, parujące kubki i uśmiechnął się szeroko.
Sam od dziecka był łasuchem, więc wiedział, jak bardzo dzieciak ucieszy się na słowo klucz.
Daniel podniósł spuszczoną dotychczas główkę i spojrzał w końcu na Billa szeroko otwartymi oczkami. Z jego dziecięcej buzi dało się wyczytać zaskoczenie i niedowierzanie tym, że starszy kolega zainteresował się jego losem.
-Mam. - usłyszał cichutką i niepewną odpowiedź z jego cienkich ust, a gęste, czarne jak noc włosy poruszyły się w geście potwierdzenia.
~*~
-Dzień dobry. Pan Kaulitz, jak mniemam? - upewnił się mężczyzna odziany w drogi garnitur szyty na miarę. Tom pomyślał sobie, że kiedyś właśnie tak chciałby wyglądać.
-Tom Kaulitz. - uściślił i uścisnął wyciągniętą w jego kierunku dłoń.
-Gordon Trumper. Niezmiernie mi miło pana gościć. Czytałem w pana CV, że nie ma pan zbyt wielkiego doświadczenia w projektowaniu okładek, jednak projekty, które pan mi przesłał niemało zaskoczyły zarówno mnie, jak i cały dział zajmujący się tym. Dlatego też zdecydowaliśmy się dać panu szansę.
Tom słuchał z przejęciem, spijał z ust dojrzałego mężczyzny każde słowo, chcąc zapamiętać wszystko, co ten mówił.
-Owszem, mam niewielkie doświadczenie, ale ogromną pasję i wielką motywację. - odpowiedział mu, zgodnie z prawdą.
-Wybiera się pan na studia graficzne i gra w zespole garażowym? - Gordon ponownie spojrzał w dokumenty, a później na osiemnastolatka.
-Tak, można to nazwać garażowym zespołem.- Tom podrapał się po głowie, a niepewny uśmiech wkroczył na jego twarz.
Pan Trumper wyraźnie się zainteresował.
-Chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej o pańskich pasjach, Tom.
-O moich pasjach? Na gitarze elektrycznej i akustycznej gram od małego. Jestem samoukiem, co zapewne słychać, ale kocham to. Poznałem chłopaków w sumie przypadkiem.. Powiedzmy, że miałem dużo szczęścia. Mieszkając w domu dziecka ciężko o odpowiednie przygotowanie do życia w branży muzycznej. Jednakże to właśnie tam poznałem sens swojego istnienia. To dzięki temu miejscu jestem tym, kim jestem. Zaczynaliśmy grać w garażu, ale ciągle nam czegoś brakowało.. Dopóki nie trafiłem na swojego brata. Ma cudowny wokal, ale jest raczej nieśmiały i niecierpliwy..
-Widzę, że brat jest dla pana bardzo ważny. - zauważył rozbawiony Gordon, widząc, jak chłopak zaczyna zagłębiać się w tajniki ściągnięcia młodszego bliźniaka do zespołu.
-Tak. Jest częścią mnie, dosłownie. Jesteśmy bliźniętami jednojajowymi. Zostaliśmy rozdzieleni bardzo dawno temu. Tak dawno, że nawet żaden z nas nie wiedział o istnieniu drugiego.. Dlatego teraz chcemy spędzać każdą wolną chwilę razem i nadrabiać stracony czas. - opowiadał.
Gordon pokiwał głową. -Wracając jednak do pańskiej osoby.. Grywa pan na gitarze i projektuje.. Powiedział pan również, że gdyby nie dom dziecka, nie byłby pan tym, kim jest teraz. - zacytował go. -Co takiego miał pan na myśli?
-To, że w moim odczuciu jestem dobrym człowiekiem. - odparł po krótkiej chwili Dred i uśmiechnął się mimowolnie, wspominając ile razy komuś pomógł, jednocześnie psując krew osobom trzecim, ale to nie było ważne.
-Dobrym człowiekiem? Co rozumie pan przez to sformułowanie?
-Co rozumiem? Chęć niesienia pomocy i dążenie do poprawy warunków bytowych ważnych w moim odczuciu osób.- odpowiedział, na co mężczyzna pokiwał w zamyśleniu głową.
-Jest pan bardzo dojrzały, jak na swój wiek.- zauważył.
Nigdy nie dałby chłopakowi osiemnastu lat. Nie po tym, co i w jaki sposób mówił. Najbardziej urzekła go jednak troska o brata. Był przekonany, że Tom chce zarabiać coraz większe pieniądze, żeby wydawać je na panienki i imprezy. Zaskoczyła go postawa młodzieńca.
-Proszę mi powiedzieć ile chciałby pan zarabiać, zaczynając pracę w mojej firmie?
Trumper postanowił przejść do konkretów.
Tom oniemiał. Nie miał pojęcia, co powinien odpowiedzieć.. Nie zastanawiał się nad tym..
-Chciałbym zarobić na początek tyle, żeby stać mnie było na wynajęcie mieszkania dla siebie i brata, rachunki i życie.
Dredziarz kolejny raz zaskoczył podejściem mężczyznę. Wypisał na kartce sumę pieniędzy, którą chciał mu zaoferować. Stać go było na ułatwienie młodym życia.
Uśmiechnął się szeroko, gdy Tom pokiwał głową. -W takim razie ustalone. Zapraszam cię w poniedziałek na dzień próbny. Poznasz zasady panujące w firmie i ekipę, z którą będziesz pracował. Oprócz tego wyślemy cię na dodatkowe szkolenia podnoszące kwalifikacje. Stawiam na młodych, utalentowanych ludzi z pasją. Ty ponadto jesteś szczery i masz w sobie ogromne pokłady empatii. Myślę, że bardzo szybko odnajdziesz się w nowym towarzystwie. W poniedziałek też podpiszemy umowę. -Obiecał.
Tom podziękował za rozmowę i wyszedł z gabinetu, żegnając mężczyznę. Nie był w stanie uwierzyć w to, że dostał taką pracę w dodatku za TAKIE pieniądze! Dla niego i Billa było to jak wygrana na loterii! Z szerokim uśmiechem ruszył w kierunku przystanku autobusowego. Musiał o wszystkim powiedzieć Gustovi i Geo, a później oczywiście Billlowi!
Super w końcu coś jest do czytania krótkie bo krótkie ale jest dużo weny
OdpowiedzUsuńNoo! <3 Billy w końcu może zostanie herosem kogoś innego, jeśli Tom jest jego xD Co do Toma... MARZENIEM chyba jest każdego trafić na kogoś takiego jak Gordon *_* To jest dla mnie tak piękne, że aż nierealne xD
OdpowiedzUsuńOdcinek krótki... Ale ważne chyba, że pnie się do przodu :D W każdym razie podobał mi się <3
Życzę jak zwykle dużo weny i czasu :*
Pozdrawiam
Nierealne, powiadasz? :D Wszystko się może zdarzyć. :D Zwłaszcza, że za każdą decyzją kryje się milion innych :D
UsuńZastój na blogu��
OdpowiedzUsuńZastój, ale niebawem wracam z nową dawką bliźniaków <3
Usuń