Następna notka 17.05. :)
Odcinek #1.
[Bill.]
Szedłem
właśnie do nowego miejsca pracy, kolejnego na swojej liście płac.
Żeby utrzymać nas i procentowe potrzeby ojca, musiałem nieźle się
narobić, jednak dawało mi to pewnego rodzaju satysfakcję, a
dodatkowe fundusze nie były nigdy tym, czym bym pogardził..
Zasady
naszego życia były proste. Im więcej przynosiłem do domu, tym
częściej mój ojciec zasypiał pod stołem, nie mając pojęcia co
się z nim dzieje. Wiedziałem, że nie wróżyło to zupełnie nic
dobrego, jednak starałem się tym nie przejmować. Zależało mi
przecież na spokoju w domu, nie cierpiałem awantur, które
odstawiał za każdym razem, gdy nie mieliśmy za co kupić alkoholu.
***
Sprzątanie
zajęło mi dziś cały dzień, a przez latanie od jednego
pracodawcy, do drugiego, w domu zjawiłem się kompletnie wypompowany
z energii życiowej. Wszedłem po cichu do środka, zamykając za
sobą szczelnie drzwi. Ojciec, jak przypuszczałem leżał na kanapie
i chrapał donośnie. W salonie było ciemno, a smród alkoholu
unosił się w powietrzu.
Pokręciłem
z niezadowoleniem głową, po czym wrzucając brudne ubrania do
pralki, wziąłem szybki, orzeźwiający prysznic. Zawsze, gdy tak
stałem w małym brodziku, a letnia woda obmywała moje szczupłe
ciało marzyłem o tym, że kiedy już przekroczę próg łazienki,
będę w innym miejscu.. W lepszym świecie.. W takim, w którym
życie nie będzie dla mnie udręką, a przyjemnością.
Ubrałem
świeże rzeczy i ledwo dopadłem do telefonu stacjonarnego, który
rozdzwonił się, jak na alarm. Dzwonił Andreas.. No tak, był
piątek..
- Siema staruszku! - odezwał się, zanim zdążyłem wypowiedzieć choćby słowo.
- No hej, hej. - odparłem spokojnie, zerkając na zegarek.
- Dziś dyżur w klubie, pamiętasz? Jedna z naszych najbardziej dochodowych klientek zarezerwowała cały lokal.. Potrzebujemy ludzi. Będziesz? - upewniał się.
Andreas
odkąd sięgam pamięcią był moim najlepszym przyjacielem. Kiedyś,
jeszcze jako dzieciak często u niego bywałem pod różnymi
pretekstami, ale nigdy mu to nie przeszkadzało. Lubił moje
towarzystwo i sposób bycia. Dzięki niemu nawet dziś nie spędzałem
całych dni w śmierdzącej melinie, jaką z domu zrobił ojciec.
Każdego piątku bowiem zaprzęgał mnie do pomocy w klubie karaoke
jego ojca. Było mi to jak najbardziej na rękę. Praca była ciężka,
ale przyjemna, a zarobki na tyle godziwe, że stać mnie było na
robienie podstawowych opłat każdego miesiąca.
- Pamiętam. Będę na czas. Przecież wiesz. - odpowiedziałem, licząc ile czasu zostało mi do otwarcia klubu. Okazało się, że miałem jakieś trzy godziny na ułożenie jakoś włosów, zjedzenie treściwego posiłku i dotarcie na miejsce. Nie było znowu tak źle. Stwierdziłem, że na pewno się wyrobię.
- Dobra, to widzimy się dziś za barem. Do zoba! - pożegnał się.
Odłożyłem
telefon i pognałem do kuchni, by zjeść na szybko odgrzany
wczorajszy obiad. Nie miałem aż tyle czasu ile myślałem, a płynął
on zdecydowanie zbyt szybko. Przypomniałem sobie, że przy imprezach
takich jak dzisiejsza, cała załoga musi być na miejscu
przynajmniej pół godziny wcześniej. Taki wymóg stawiał ojciec
Andyego i wszyscy musieliśmy zawsze przestrzegać tej żelaznej
zasady.. Jednej z wielu. Kolejną z najważniejszych był zakaz
flirtowania z klientami, niezależnie od płci.. Dotychczas uważałem
to za najmądrzejszą z zasad.. Pozwalała bowiem utrzymać zyski
klubu na odpowiednio wysokim poziomie, ale jestem stuprocentowo
pewien, że mój przyjaciel się do niej rzadko stosował i
korzystając z okazji, rwał wszystko, jak leci, a ja wcale się mu
nie dziwiłem, bo kobiety, które tam przychodziły były bardzo
bogate i bardzo piękne..
***
Na
miejsce dotarłem niemal w ostatniej chwili. Zadyszany wbiegłem do
lokalu, pokazując przepustkę pracowniczą i w szatni zacząłem się
przebierać. Moje misternie ułożone włosy zniszczyły warunki
atmosferyczne, sięgnałem więc po suszarkę, aby jak najszybciej
wyglądać przyzwoicie. W końcu gotowy wyszedłem za bar.
Rozejrzałem się wokół. Goście zaczęli się powoli schodzić.. W
sumie.. Były nimi same kobiety..
Andy będzie miał branie. - pomyślałem, a gdy zobaczyłem jego minę utwierdziłem się w przekonaniu, że nie zamierza dziś próżnować.
Andy będzie miał branie. - pomyślałem, a gdy zobaczyłem jego minę utwierdziłem się w przekonaniu, że nie zamierza dziś próżnować.
- To, co? Dziś znowu zarzucasz wędkę? - spytałem z głupim uśmieszkiem na twarzy.
- Żebyś wiedział. - zaśmiał się, wycierając kieliszki. - Tylko dziś jest wyjątkowa noc.
- Wyjątkowa? - zdziwiłem się. Zwykle nie mówił w taki sposób o naszej pracy..
- Noo.. Widzisz tą pannę? Tą w czerwonej kiecce bez pleców? - zarzucił tematem.
- Trudno ją przeoczyć.. Jest zjawiskowa.. - przyznałem, przyglądając się uważnie piękności.
- To Natalie.. Moja znajoma.. Dość dobra.. Powiedziałbym nawet, że przyjaciółka, o ile wśród buców można mieć prawdziwych przyjaciół.. - skrzywił się. - W każdym razie ona.. Urządza tu swoje urodziny. Alkohol.. Nie byle jaki, będzie się lał strumieniami.. A gośćmi jest sama żeńska elita.. Natt jest utalentowaną wokalistką, ta jej kumpela projektuje ubrania.. Ogólnie pewnie przepuszczą tu małą fortunę w ciągu jednej nocy.
- Więc dlatego wynajęła cały klub.. - w końcu wiedziałem wszystko. Przyglądałem się dziewczynie, która przybyła jako pierwsza, zapewne, by dopilnować osobiście całej imprezy.
- Nie patrz tak na nią. To gra nie warta świeczki. Nie jest nikim zainteresowana. - ubiegł moje pytanie.
- Nawet bym nie śmiał do niej podejść. Twój ojciec nie byłby zadowolony. - przerwał mi gestem dłoni. Zasady klubu były idealnym sposobem na zasłonięcie się przed atakami kumpla.
- Mów co chcesz.. Ja wiem, że nie o zasady chodzi.. Wierz mi, że startowanie do niej to głupota. Nawet ja nigdy bym się nie odważył.. Nie, żeby Ci czegoś brakowało..
- Jakichś kilku zer na koncie.. - tym razem to ja przerwałem jemu, a on zaśmiał się, kręcąc głową.
- Nie.. Ona nie jest z tych.. Ma pieniądze, owszem, ale Nattie.. Nattie to dziewczyna o dość wysokich wymaganiach, jeśli chodzi o zainteresowania mężczyzn. Jest jedną z niewielu tych, które mają w głowie więcej niż dodawanie zer.
Pokiwałem
głową. To by wiele wyjaśniało. Andreas był przystojnym
mężczyzną, ona przepiękną kobietą.. W dodatku, z tego co mówił,
samotną.. Westchnąłem i wróciłem wzrokiem do wykonywanej pracy.
~*~
[Natalie.]
Otworzyłam
powoli oczy, czując, jak letnie słońce świeci prosto w moje
powieki. Na mojej twarzy zagościł promienny uśmiech. Zwlekłam się
z pościeli, kierując do łazienki, by wziąć szybki prysznic.
Umalowana i odpowiednio ubrana obrałam kurs na kuchnię, z której
już na schodach czuć było cudowne zapachy zbliżającego się
śniadania.
- Dzień dobry, tato, Simone, Tom. - rzuciłam spokojnym tonem głosu, zajmując swoje zwyczajowe miejsce, tuż obok przyrodniego brata.
- Siema mała.
Usłyszałam
głos chłopaka, przekrzykujący naszych rodziców, witających mnie
zdawkowym, lecz czułym "Dzień dobry".
- Jakie plany na dziś? - spytał Gordon, mój ojciec, zerkając na mnie znad gazety.
Przełknęłam
kęs tosta, którego posmarowałam rabarbarowym dżemem.
- Zabieram Steve'a na zakupy. Chcę ogarnąć jakąś kreację na wieczór. Wiesz.. W tym roku urodziny spędzam tylko wśród przyjaciółek. Będziemy bawić się do białego rana.
- Do białego rana? Jak ostatnio? - podchwycił temat
- Och, tato! - jęknęłam. - Tamto było coś inneeeeegoooo – przeciągnęłam zabawnie ostatnie słowo, wstając z pustym talerzykiem i kubkiem, które wsadziłam do zmywarki. - Miłego dnia! - zawołałam, ulatniając się przed kolejnym gradem pytań. Zanim zniknęłam w dyżurce ochroniarzy słyszałam, jak Simone wypytuje Toma o to samo.
***
Zakupy
ze Stevem były moim ulubionym zajęciem. Był konkretny, zabawny i
miał poukładane w głowie. Lubiłam go. Jego towarzystwo dawało mi
poczucie bezpieczeństwa i sprawiało, że miałam dobry humor.
Czułam, że mogę zawsze liczyć na jego wsparcie. Był moim
najlepszym przyjacielem w całym tym bogatym syfie. Wiedziałam, że
wszystko, co mu powiem zostanie między nami, jeśli tylko o to
poproszę, a on sam zawsze służył mi radą.
- Skoczymy jeszcze tylko do fryzjera i kosmetyczki.. Później do samej osiemnastej będziesz miał wolne.. O szóstej podrzucisz mnie do "Berghain", a rano odbierzesz..
- Jasne, wiesz, że zawsze stanę na głowie dbając o Twoje bezpieczeństwo. - odparł rzeczowo.
- Cudownie. Chodźmy więc. - zadecydowałam, prowadząc go do ukochanego salonu fryzjerskiego.
***
W
klubie byłam tuż przed umówioną z Andreasem godziną. Impreza
miała się zacząć o godzinie dwudziestej, cieszyłam się ogromnie
z tego, że będę mogła znowu imprezować z Megg, Katją i Sarah, z
którymi spędzałam w Kaliforni ogrom czasu. Między nauką i pracą,
oczywiście. Byłyśmy nierozłączne, toteż niesamowicie się
ucieszyłam, gdy zdecydowały się odwiedzić mnie w Berlinie.
Rozejrzałam się wokół, kiwając z zadowoleniem głową.
Dojrzałam
Andreasa, który stał za barem i zawzięcie rozmawiał z jakimś
drugim barmanem.
Niespiesznym
krokiem ruszyłam w ich kierunku, zostawiając wcześniej w szatni
dla klientów torebkę.
- Andy! - zawołałam, witając się z nim uściskiem przez bar. - Widzę, że wszystko jest dokładnie tak, jak chciałam.
- Tak. Zadbaliśmy o wszystkie szczegóły. Jak prosiłaś personel jest męski i gotowy do obsługiwania Was. Mam nadzieję, że i tym razem sprostaliśmy Twoim wymaganiom.
- Och przestań Andy.. Przecież wiesz, że macie tu wszystko, co najlepsze. - zachichotałam. - Jeszcze nigdy nie wyszłam z tego klubu niezadowolona, a to naprawdę jest duży komplement. - dodałam zdecydowanym tonem.
- No, dobra, dobra. Masz mnie. Tak się za Tobą stęskniłem, że próbowałem się wkupić w łaski. - mruknął zmieszany.
- Ojej.. No.. Wiesz co? Zapomniałeś o mnie na kilka lat, dlatego tak! - zarzuciłam mu z rozbawirniem.
- Alkohole masz ustawione po Twojemu. - rzucił drugi barman, ruszając do shakera, który zaczął czyścić z przesadną dokładnością.
- Macie nowego? - zainteresowałam się. Był przystojny.. Miał w sobie to "coś", co przyciągało mój wzrok, jak nic innego.
- Barmana? - spytał robiąc głupią minę.
- Yhy. - mruknęłam, zerkając raz na rozmówcę, a raz na chłopaka.
- To Bill. Mój kumpel. Dorabia tu od jakiegoś czasu.. - wyjaśnił mi, wiodąc za moim wzrokiem.
- Widzę, że mnóstwo się tu zmieniło przez te trzy lata, które spędziłam w USA. - zauważyłam.
- Taa.. Żebyś wiedziała. Ale to jest historia na inne spotkanie.
- Ach! Właśnie! Musimy koniecznie się spotkać w pełnej ekipie! - podłapałam temat.
- Doskonała myśl! - zgodził się.
- Masz tu mój numer prywatny.. Jak coś.. Dzwoń.. Odbiorę na pewno i wtedy się umówimy na ploty. - zaproponowałam, wyraźnie zadowolona perspektywą odnowienia znajomości z przyjacielem.
Kiedy
Andy obiecał, że zadzwoni na dniach, zwinęłam się z okolic baru,
by dopilnować pozostałej części przygotowań klubu. Ta noc
zapowiadała się wyśmienicie. Jedno tylko nie dawało mi spokoju.
Spojrzenie owego Billa- barmana.. Nie mogłam zapomnieć jego
przenikliwego wzroku. Nawet tak krótkiego, jakim obdarzył mnie, gdy
nasze oczy się spotkały..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz