Wolicie odcinki raz w tygodniu, a dłuższe, czy dwa razy w tygodniu, krótsze?

24 maja 2017

Something New- Odcinek #3.

Następna notka 31.05.:)

Odcinek #3
[Natalie.]

Godziny mijały, a my bawiłyśmy się na całego, z każdym drinkiem coraz lepiej. Nasze głośne śmiechy i coraz to nowe atrakcje uzupełniane były wypijanym w zastraszającym tempie alkoholem.
Katja coraz odważniej poczynała sobie ze słodkim Billem, który tymczasowo stał się naszym prywatnym barmanem.
Nie wiem dlaczego, ale za każdym razem, gdy ona dotkała jego ramienia, zadając kolejne bezsensowne pytanie, czułam ukłucie zazdrości w sercu, a mój umysł krzyczał w głos "No zostaw go! Ja go pierwsza zauważyłam! Jest mój!!'
- Proszę, oto drinki, które panie zamawiały. - usłyszałam kolejny raz z rzędu.
Spojrzałam na przyjaciółki, każdą po kolei. Katja zdawało się, już zacierała ręce na wizytę w toalecie z moim przystojniakiem.
- Dziękujemy złociutki. - zaświergotała, mrugając do niego kokieteryjnie.
Zrobiło mi się wstyd za nią. Musiałam ratować sytuację, zanim naprawdę któraś z nich zrobi jakąś głupotę.
- Możesz wracać za bar. A następnym razem przynieś nam colę, proszę. Dziewczyny chyba mają już dość alkoholu we krwi. - szepnęłam mu do ucha, podnosząc się na moment.
Chłopak skinął głową, wyraźnie rozbawiony i zaaferowany tym, co dzieje się w tak zwanych "wyższych sferach".
Dla mnie to było żałosne.. Owszem impreza, imprezą, ale kurza twarz, wszystko w granicach rozsądku..
Odprowadziłam Billa wzrokiem i opadłam zmordowana na kanapę.
- Co mu tam szeptałaś? Umawiałaś się z nim na numerek? - spytała ironicznie Katja.
- Personel ma zakaz podrywania gości klubu. - odparowałam, upijając niewielki łyk alkoholu. - Poprosiłam go, żeby nie przynosił nam więcej alkoholu. Niektóre z nas mają go chyba więcej niż krwi w organizmie. - dodałam, odstawiając szklaneczkę.
Katja prychnęła.
- Wcale nie mamy dość! Jesteśmy tu żeby się urżnąć, chyba, nie?
- Otóż nie! Jesteśmy tutaj żeby dobrze się bawić. Czy dla Ciebie impreza zawsze musi kończyć się zgonem i pobudką obok obcego faceta, którego imienia nawet nie pamiętasz? - wysyczałam poirytowana, wstając ponownie.
- Gdzie idziesz? - Sarah chyba zmartwiła się ostrzejszą wymianą zdań między mną, a Katją.
- Ochłonąć.. Nie chcę nikomu psuć wieczoru. - powiedziałam głośno, zabierając swoją szklankę i skierowałam się do wyjścia z klubu, w celu ukojenia nerwów i bólu głowy na świeżym powietrzu.
~*~
[Bill.]

Nosiłem im drinki za każdym razem, gdy widziałem, że nie mają co pić.. W końcu taka była ich prośba. Stałem się zabawką tych dziewczyn.. Znowu czułem się, jak jakaś maskotka, którą można brać i odkładać zależnie od zachcianek. Nie powiem, żeby mi się to podobało.. Owszem, lubiłem być w centrum zainteresowania, ale te panny wyraźnie sobie pozwalały, co nie uszło na szczęście uwadze Natalie. Ona jako jedyna była profesjonalnie nastawiona do mojej pracy.
Przygotowałem kolejną kolejkę alkoholu dla nich. Spojrzałem na Andyego.
- Idę im to zanieść. - rzuciłem, ustawiając wszystko na tacy.
- Mhm. Tylko uważaj.. Bez numerów.. Ta jedna jest wyraźnie na Ciebie nakręcona.
- Nie musisz się bać. Nie jest w moim typie. - odparłem, przewieszając przez ramię biały ręcznik.
Nie czekając na kolejne komentarze z jego strony podszedłem do stolika.
- Proszę, oto drinki, które panie zamawiały. - powiedziałem spokojnie, ustawiając przed każdą z nich szklankę.
- Dziękujemy złociutki. - jedna z nich wyraźnie próbowała mnie poderwać.
Może nawet bym jej uległ, gdyby po pierwsze była w moim typie, a po drugie ja nie byłbym w pracy. To zdecydowanie przekreślało naszą znajomość już na starcie. Ona jednak była uparta i nie dawała za wygraną, za każdym razem starając się mnie niby przypadkiem dotknąć.
- Możesz wracać za bar. A następnym razem przynieś nam colę, proszę. Dziewczyny chyba mają już dość alkoholu we krwi. - usłyszałem przy swoim uchu.
Spojrzałem na nią. Jej gorący oddech owionął moją szyję, a ja znowu straciłem dla niej głowę. Była śliczna.. I z tego, co zdążyłem zauważyć, miała więcej w głowie od koleżanki.
Zapominając języka w gębie zwyczajnie jej przytaknąłem, zastanawiając się, co właściwie do mnie powiedziała.
Trwało to zaledwie kilka sekund. Kiedy siadała na swoim miejscu, oddalałem się już na stanowisko pracy.
- Co jest? Jesteś jakiś taki.. Nieswój.. - Andy od razu zauważył zmianę w moim nastroju.
- Ach.. Nawet nie pytaj.. Ta Twoja koleżanka skutecznie miesza mi w głowie. - poskarżyłem się, na co on się roześmiał.
- Mówiłem Ci? Ona taka już jest.. Robi to nieświadomie, ale wierz mi, że czasem sam mam przy niej problem się ogarnąć. - rechotał, jak głupi.
Pokiwałem ze zrozumieniem głową.
- Wyglądała na zupełnie świadomą swoich walorów.. - burknąłem.
- No, bo ona ma świadomość, jak mężczyźni na nią reagują.. - śmiał się. - Ale na pewno Cię nie podrywała. Zna zasady i kurczowo się ich trzyma. - dodał. - Czym właściwie namieszała Ci w głowie? - zainteresował się.
- Niczym szczególnym. Chciała, żebym od następnej kolejki nie nosił im alkoholu, tylko colę. - wyjaśniłem, wzruszając ramionami.
- Aa.. - Andy pokiwał głową robiąc głupią minę zarozumialca. - Wpadłeś w jej sidła.. Jak chcesz ją zdobyć.. Zanoś jej colę wiśniową, pepsi cytrynową, albo któreś z tych w wersji light. Uwielbia je. - powiedział.
Poczułem, że się rumienię.
- Wcale nie zamierzam jej zdobywać! - z miejsca zacząłem się bronić.
- Taa.. Bujać to my, ale nie nas.. Ona kręci Ciebie, a Ty ją.. Czego chcieć więcej?
- Weź.. Daj spokój! - oburzyłem się, na co on wybuchnął jeszcze bardziej tubalnym śmiechem. - Idę zapalić. - dodałem, zdejmując fartuch.
Odłożyłem go po drodze na krzesło, złapałem swoją kurtkę przeciwdeszczową, wyjąłem z kieszeni fajki i zapalniczkę.
A miałem rzucić.. Wziąłem głeboki oddech, wychodząc przed klub. Lubiłem stać przy wejściu, albo siedzieć na murku i oglądać wschód słońca w samym centrum Berlina.
***
- Palenie szkodzi!
Radosny, żeński głos wyrwał mnie z letargu. Nie mam pojęcia ile tak siedziałem z kolejnym papierosem miedzy palcami. Chyba się zagapiłem, bo nagle parking opustoszał.
- Na coś trzeba umrzeć. - odparłem, zanim zorientowałem się, kto w ogóle do mnie mówi.
Usiadła obok mnie na murku, a ja poczułem wyraźnie ciepło jej ciała i zapach jej perfum.
Spojrzałem na nią nieśmiało, owiewając wzrokiem jej strój i twarz.
- Za młody jesteś, żeby umierać. - odparowała niemal natychmiast.
Prychnąłem. Co ona mogła wiedzieć na ten temat? Nie znała mnie.. Nie miała zielonego pojęcia o moim życiu.. Nie w jej kompetencji leżało decydowanie o moim istnieniu.
- Marnujesz się tu. - ciągnęła dalej. - Nadajesz się do czegoś większego.
Znowu prychnąłem.
- Do czego niby nadaje się barman? Do przynoszenia drinków bogatym dziuniom? Do znoszenia ich chamskich podrywów, które często są nie na miejscu? - wyparowałem.
W moim mózgu zapaliła się czerwona, niczym jej usta, lampka, zwiastująca kłopoty. Była tu gościem, a ja pracownikiem. Jeśli ojciec Andyego dowie się, jak ją potraktowałem.. Koniec z moją pracą tutaj. Jednak nie umiałem się powstrzymać.
Ku mojemu jakże wielkiemu zdziwieniu Natalie wybuchnęła śmiechem tak szczerym, że nawet ja do niej dołączyłem, nie wiedząc w sumie z czego się śmieję.
- Jesteś odważny. Podoba mi się to. - rzuciła. - Chciałam Cię przeprosić za Katję. Chyba wzięła sobie za punkt honoru zniszczenie mojej reputacji w tym klubie. - powiedziała, wyjmując z kopertówki swoją paczkę złotych cameli. - Masz ogień? - spytała, wkładając papierosa do ust.
- Palenie szkodzi! - powtórzyłem jej słowa, jednak podałem jej zapalniczkę, przy pomocy której odpaliła papierosa, zaciągając się dymem.
- Na coś trzeba umrzeć. - tym razem to ona odbiła pałeczkę.
Zaśmiałem się. Była naprawdę w porządku. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę o zupełnie mało ważnych sprawach.
Kiedy wyrzuciła niedopałek podziękowała mi za miłe towarzystwo i wróciła do przyjaciółek, dzwoniąc gdzieś i prosząc o odebranie z imprezy.
~*~
[Natalie.]

Wyszłam z budynku, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Parking był zupełnie pusty, a dziewczyny, które tam stały właśnie schowały się do środka.
Zobaczyłam od tyłu jego sylwetkę we wschodzącym słońcu. Chwilę zastanawiałam się, czy powinnam podejść, czy zignorować go.
Kiedy zorientowałam się, że pali w zadumie papierosa, olśniło mnie.
- Palenie szkodzi! - zawołałam, przysiadając się bez pytania do niego.
Murek był zimny, a powietrze rześkie.
- Na coś trzeba umrzeć. - odparł.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Miał rację. Skurkowany miał rację.
- Za młody jesteś, żeby umierać. - toczyłam nadal tą przepychankę słowną. Dawała mi niesłychaną przyjemność. Zupełnie, jak jego głos. - Marnujesz się tu. Nadajesz się do czegoś większego. - ciągnęłam swój wywód, gdy przez dłuższy czas mi nie odpowiedział, ani nie poruszył żadnego innego tematu.
Prychnął.
Czyżby tylko mi się zdawało, że na mnie leci?
- Do czego niby nadaje się barman? Do przynoszenia drinków bogatym dziuniom? Do znoszenia ich chamskich podrywów, które często są nie na miejscu?
Nie powiem.. Był bardziej odważny, niż myślałam.
Miałam nadzieję, że mi się postawi. Nie dałam tego jednak po sobie poznać.
A on właśnie zyskał u mnie kolejne punkty.
- Jesteś odważny. Podoba mi się to. - stwierdziłam, nie spuszczając wzroku z jego ciała. - Chciałam Cię przeprosić za Katję. Chyba wzięła sobie za punkt honoru zniszczenie mojej reputacji w tym klubie. - dodałam, gdy znowu mnie zignorował.
Wyjęłam z torebki papierosy, pogrzebałam w niej jeszcze chwilę, szukając zapalniczki, której jednak nie znalazłam.
Fuck! - pomyślałam.
- Masz ogień? - spytałam niewinnie.
- Palenie szkodzi! - nie spodziewałam się, że wyskoczy z moim własnym wyrzutem, ale podał mi po chwili zapalniczkę.
- Na coś trzeba umrzeć. - wykorzystałam jego broń przeciw niemu.
Dałabym uciąć sobie głowę, że zauważyłam, jak usiłuje nie parsknąć śmiechem.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę o jakichś głupotach..
Dzięki temu, że tak lekko przeskakiwaliśmy z tematu w temat, miałam okazję przyjrzeć się jego twarzy, idealnemu makijażowi, misternie ułożonym włosom.. Zdecydowanie był w moim typie..
Aż ciężko było mi odejść, jednak musiałam zadzwonić jeszcze do Steve'a, by po mnie przyjechał. Zmęczyła mnie ta impreza bardziej niż sądziłam.
Pożegnałam się z nim, dziękując za miłe towarzystwo, wyrzucając niedopałek.
Wyjęłam telefon, wybierając numer ochroniarza. Odebrał od razu.
Porozmawiałam z nim chwilę i wróciłam do stolika, czekając na jego przybycie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz