Następna notka 31.05.:)
Odcinek
#3
[Natalie.]
Godziny
mijały, a my bawiłyśmy się na całego, z każdym drinkiem coraz
lepiej. Nasze głośne śmiechy i coraz to nowe atrakcje uzupełniane
były wypijanym w zastraszającym tempie alkoholem.
Katja
coraz odważniej poczynała sobie ze słodkim Billem, który
tymczasowo stał się naszym prywatnym barmanem.
Nie
wiem dlaczego, ale za każdym razem, gdy ona dotkała jego ramienia,
zadając kolejne bezsensowne pytanie, czułam ukłucie zazdrości w
sercu, a mój umysł krzyczał w głos "No zostaw go! Ja go
pierwsza zauważyłam! Jest mój!!'
-
Proszę, oto drinki, które panie zamawiały.
- usłyszałam kolejny raz z rzędu.
Spojrzałam
na przyjaciółki, każdą po kolei. Katja zdawało się, już
zacierała ręce na wizytę w toalecie z moim przystojniakiem.
-
Dziękujemy złociutki. - zaświergotała, mrugając do
niego kokieteryjnie.
Zrobiło
mi się wstyd za nią. Musiałam ratować sytuację, zanim naprawdę
któraś z nich zrobi jakąś głupotę.
-
Możesz wracać za bar. A następnym razem przynieś nam colę,
proszę. Dziewczyny chyba mają już dość alkoholu we krwi. -
szepnęłam mu do ucha, podnosząc się na moment.
Chłopak
skinął głową, wyraźnie rozbawiony i zaaferowany tym, co dzieje
się w tak zwanych "wyższych sferach".
Dla
mnie to było żałosne.. Owszem impreza, imprezą, ale kurza twarz,
wszystko w granicach rozsądku..
Odprowadziłam
Billa wzrokiem i opadłam zmordowana na kanapę.
-
Co mu tam szeptałaś? Umawiałaś się z nim na numerek? -
spytała ironicznie Katja.
-
Personel ma zakaz podrywania gości klubu. -
odparowałam, upijając niewielki łyk alkoholu. - Poprosiłam
go, żeby nie przynosił nam więcej alkoholu. Niektóre z nas mają
go chyba więcej niż krwi w organizmie. - dodałam,
odstawiając szklaneczkę.
Katja
prychnęła.
-
Wcale nie mamy dość! Jesteśmy tu żeby się urżnąć, chyba, nie?
-
Otóż nie! Jesteśmy tutaj żeby dobrze się bawić. Czy dla Ciebie
impreza zawsze musi kończyć się zgonem i pobudką obok obcego
faceta, którego imienia nawet nie pamiętasz? -
wysyczałam poirytowana, wstając ponownie.
-
Gdzie idziesz? - Sarah chyba zmartwiła się ostrzejszą
wymianą zdań między mną, a Katją.
-
Ochłonąć.. Nie chcę nikomu psuć wieczoru. -
powiedziałam głośno, zabierając swoją szklankę i skierowałam
się do wyjścia z klubu, w celu ukojenia nerwów i bólu głowy na
świeżym powietrzu.
~*~
[Bill.]
Nosiłem
im drinki za każdym razem, gdy widziałem, że nie mają co pić.. W
końcu taka była ich prośba. Stałem się zabawką tych dziewczyn..
Znowu czułem się, jak jakaś maskotka, którą można brać i
odkładać zależnie od zachcianek. Nie powiem, żeby mi się to
podobało.. Owszem, lubiłem być w centrum zainteresowania, ale te
panny wyraźnie sobie pozwalały, co nie uszło na szczęście uwadze
Natalie. Ona jako jedyna była profesjonalnie nastawiona do mojej
pracy.
Przygotowałem
kolejną kolejkę alkoholu dla nich. Spojrzałem na Andyego.
-
Idę im to zanieść. - rzuciłem, ustawiając wszystko na
tacy.
-
Mhm. Tylko uważaj.. Bez numerów.. Ta jedna jest wyraźnie na Ciebie
nakręcona.
-
Nie musisz się bać. Nie jest w moim typie. - odparłem,
przewieszając przez ramię biały ręcznik.
Nie
czekając na kolejne komentarze z jego strony podszedłem do stolika.
-
Proszę, oto drinki, które panie zamawiały. - powiedziałem
spokojnie, ustawiając przed każdą z nich szklankę.
-
Dziękujemy złociutki. - jedna z nich wyraźnie
próbowała mnie poderwać.
Może
nawet bym jej uległ, gdyby po pierwsze była w moim typie, a po
drugie ja nie byłbym w pracy. To zdecydowanie przekreślało naszą
znajomość już na starcie. Ona jednak była uparta i nie dawała za
wygraną, za każdym razem starając się mnie niby przypadkiem
dotknąć.
-
Możesz wracać za bar. A następnym razem przynieś nam colę,
proszę. Dziewczyny chyba mają już dość alkoholu we krwi. -
usłyszałem przy swoim uchu.
Spojrzałem
na nią. Jej gorący oddech owionął moją szyję, a ja znowu
straciłem dla niej głowę. Była śliczna.. I z tego, co zdążyłem
zauważyć, miała więcej w głowie od koleżanki.
Zapominając
języka w gębie zwyczajnie jej przytaknąłem, zastanawiając się,
co właściwie do mnie powiedziała.
Trwało
to zaledwie kilka sekund. Kiedy siadała na swoim miejscu, oddalałem
się już na stanowisko pracy.
-
Co jest? Jesteś jakiś taki.. Nieswój.. - Andy od
razu zauważył zmianę w moim nastroju.
-
Ach.. Nawet nie pytaj.. Ta Twoja koleżanka skutecznie miesza mi w
głowie. - poskarżyłem się, na co on się roześmiał.
-
Mówiłem Ci? Ona taka już jest.. Robi to nieświadomie, ale wierz
mi, że czasem sam mam przy niej problem się ogarnąć.
- rechotał, jak głupi.
Pokiwałem
ze zrozumieniem głową.
-
Wyglądała na zupełnie świadomą swoich walorów.. -
burknąłem.
-
No, bo ona ma świadomość, jak mężczyźni na nią reagują..
- śmiał się. - Ale na pewno Cię nie
podrywała. Zna zasady i kurczowo się ich trzyma. -
dodał. - Czym właściwie namieszała
Ci w głowie? - zainteresował się.
-
Niczym szczególnym. Chciała, żebym od następnej kolejki nie nosił
im alkoholu, tylko colę. - wyjaśniłem, wzruszając
ramionami.
-
Aa.. - Andy pokiwał głową robiąc głupią minę
zarozumialca. - Wpadłeś w jej sidła..
Jak chcesz ją zdobyć.. Zanoś jej colę wiśniową, pepsi
cytrynową, albo któreś z tych w wersji light. Uwielbia je.
- powiedział.
Poczułem,
że się rumienię.
-
Wcale nie zamierzam jej zdobywać! - z miejsca zacząłem
się bronić.
-
Taa.. Bujać to my, ale nie nas.. Ona kręci Ciebie, a Ty ją.. Czego
chcieć więcej?
-
Weź.. Daj spokój! - oburzyłem się, na co on
wybuchnął jeszcze bardziej tubalnym śmiechem. - Idę
zapalić. - dodałem, zdejmując fartuch.
Odłożyłem
go po drodze na krzesło, złapałem swoją kurtkę przeciwdeszczową,
wyjąłem z kieszeni fajki i zapalniczkę.
A
miałem rzucić.. Wziąłem głeboki oddech, wychodząc przed klub.
Lubiłem stać przy wejściu, albo siedzieć na murku i oglądać
wschód słońca w samym centrum Berlina.
***
-
Palenie szkodzi!
Radosny,
żeński głos wyrwał mnie z letargu. Nie mam pojęcia ile tak
siedziałem z kolejnym papierosem miedzy palcami. Chyba się
zagapiłem, bo nagle parking opustoszał.
-
Na coś trzeba umrzeć. - odparłem, zanim
zorientowałem się, kto w ogóle do mnie mówi.
Usiadła
obok mnie na murku, a ja poczułem wyraźnie ciepło jej ciała i
zapach jej perfum.
Spojrzałem
na nią nieśmiało, owiewając wzrokiem jej strój i twarz.
-
Za młody jesteś, żeby umierać. - odparowała niemal
natychmiast.
Prychnąłem.
Co ona mogła wiedzieć na ten temat? Nie znała mnie.. Nie miała
zielonego pojęcia o moim życiu.. Nie w jej kompetencji leżało
decydowanie o moim istnieniu.
-
Marnujesz się tu. - ciągnęła dalej. - Nadajesz
się do czegoś większego.
Znowu
prychnąłem.
-
Do czego niby nadaje się barman? Do przynoszenia drinków bogatym
dziuniom? Do znoszenia ich chamskich podrywów, które często są
nie na miejscu? - wyparowałem.
W
moim mózgu zapaliła się czerwona, niczym jej usta, lampka,
zwiastująca kłopoty. Była tu gościem, a ja pracownikiem. Jeśli
ojciec Andyego dowie się, jak ją potraktowałem.. Koniec z moją
pracą tutaj. Jednak nie umiałem się powstrzymać.
Ku
mojemu jakże wielkiemu zdziwieniu Natalie wybuchnęła śmiechem tak
szczerym, że nawet ja do niej dołączyłem, nie wiedząc w sumie z
czego się śmieję.
-
Jesteś odważny. Podoba mi się to. - rzuciła. -
Chciałam Cię przeprosić za Katję.
Chyba wzięła sobie za punkt honoru zniszczenie mojej reputacji w
tym klubie. - powiedziała, wyjmując z kopertówki
swoją paczkę złotych cameli. - Masz
ogień? - spytała, wkładając papierosa do ust.
-
Palenie szkodzi! - powtórzyłem jej słowa, jednak
podałem jej zapalniczkę, przy pomocy której odpaliła papierosa,
zaciągając się dymem.
-
Na coś trzeba umrzeć. - tym razem to ona odbiła
pałeczkę.
Zaśmiałem
się. Była naprawdę w porządku. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę o
zupełnie mało ważnych sprawach.
Kiedy
wyrzuciła niedopałek podziękowała mi za miłe towarzystwo i
wróciła do przyjaciółek, dzwoniąc gdzieś i prosząc o odebranie
z imprezy.
~*~
[Natalie.]
Wyszłam
z budynku, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Parking był
zupełnie pusty, a dziewczyny, które tam stały właśnie schowały
się do środka.
Zobaczyłam
od tyłu jego sylwetkę we wschodzącym słońcu. Chwilę
zastanawiałam się, czy powinnam podejść, czy zignorować go.
Kiedy
zorientowałam się, że pali w zadumie papierosa, olśniło mnie.
-
Palenie szkodzi! - zawołałam, przysiadając się bez
pytania do niego.
Murek
był zimny, a powietrze rześkie.
-
Na coś trzeba umrzeć. - odparł.
Uśmiechnęłam
się pod nosem. Miał rację. Skurkowany miał rację.
-
Za młody jesteś, żeby umierać. - toczyłam nadal tą
przepychankę słowną. Dawała mi niesłychaną przyjemność.
Zupełnie, jak jego głos. - Marnujesz
się tu. Nadajesz się do czegoś większego. -
ciągnęłam swój wywód, gdy przez dłuższy czas mi nie
odpowiedział, ani nie poruszył żadnego innego tematu.
Prychnął.
Czyżby
tylko mi się zdawało, że na mnie leci?
-
Do czego niby nadaje się barman? Do przynoszenia drinków bogatym
dziuniom? Do znoszenia ich chamskich podrywów, które często są
nie na miejscu?
Nie
powiem.. Był bardziej odważny, niż myślałam.
Miałam
nadzieję, że mi się postawi. Nie dałam tego jednak po sobie
poznać.
A
on właśnie zyskał u mnie kolejne punkty.
-
Jesteś odważny. Podoba mi się to. - stwierdziłam,
nie spuszczając wzroku z jego ciała. - Chciałam
Cię przeprosić za Katję. Chyba wzięła sobie za punkt honoru
zniszczenie mojej reputacji w tym klubie. - dodałam,
gdy znowu mnie zignorował.
Wyjęłam
z torebki papierosy, pogrzebałam w niej jeszcze chwilę, szukając
zapalniczki, której jednak nie znalazłam.
Fuck!
- pomyślałam.
-
Masz ogień? - spytałam niewinnie.
-
Palenie szkodzi! - nie spodziewałam się, że wyskoczy
z moim własnym wyrzutem, ale podał mi po chwili zapalniczkę.
-
Na coś trzeba umrzeć. - wykorzystałam jego broń
przeciw niemu.
Dałabym
uciąć sobie głowę, że zauważyłam, jak usiłuje nie parsknąć
śmiechem.
Rozmawialiśmy
jeszcze chwilę o jakichś głupotach..
Dzięki
temu, że tak lekko przeskakiwaliśmy z tematu w temat, miałam
okazję przyjrzeć się jego twarzy, idealnemu makijażowi, misternie
ułożonym włosom.. Zdecydowanie był w moim typie..
Aż
ciężko było mi odejść, jednak musiałam zadzwonić jeszcze do
Steve'a, by po mnie przyjechał. Zmęczyła mnie ta impreza bardziej
niż sądziłam.
Pożegnałam
się z nim, dziękując za miłe towarzystwo, wyrzucając niedopałek.
Wyjęłam
telefon, wybierając numer ochroniarza. Odebrał od razu.
Porozmawiałam
z nim chwilę i wróciłam do stolika, czekając na jego przybycie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz